czwartek, 30 stycznia 2014

Grudniowy Garbage 2013

Miesiąc temu napomknęłam, że w grudniowym denku pojawi się znacznie więcej pustych opakowań niż poprzednio. Przynajmniej tak się zapowiadało, bo zawartość kilku kosmetyków dobijała dna, a mimo to jakoś się nie złożyło, żeby je zużyć. 
W każdym razie do Garbage’u trafiło osiem produktów:
1. Szampon do włosów Balea borówka: Pomimo ładnego zapachu i ciekawego koloru szamponu był to dla mnie bubel, który bardzo zniszczył mi włosy. Niedługo napiszę jego osobną recenzję. Nie kupię ponownie.
2. Oczyszczający płyn micelarny L’Oreal Ideal Soft: Jak na pierwsze zużyte opakowanie rzeczywiście jest to dla mnie idealny micel. No dobra… prawie idealny, gdyby nie kiepski dozownik. Kupiłam ponownie.
3. Antyperspirant Dusch das Pink Kiss: Kupiłam go w promocji za 0,99 € Dobrze chronił, nie pozostawiał po sobie talku, czyli należał do antyperspirantów z serii bardziej „mokrych”. Niestety, jego zapach był na tyle intensywny i męczący, że każdorazowe psiknięcie skutkowało u mnie kichaniem. Nie wrócę do niego ponownie.
4. Pasta do zębów Theramed Naturweiss: Nigdy wcześniej nie wrzucałam do swojego Garbagu opakowań po paście do zębów, ale postanowiłam zrobić wyjątek. Pasta jak pasta, nie pozostawiała nawet długiego uczucia świeżości, ale jej praktyczne i ciekawe opakowanie zasługuje na uwagę. Za pomocą jednego przyciśnięcia „pompki” dozuje się idealna ilość pasty, adekwatną do długości szczoteczki. Nie jest to dla mnie żadne odkrycie, bo kilkanaście lat temu używałam past „w sprayu” zza granicy, jednak w Polsce nadal nie są one popularne, a szkoda, bo może wtedy ich cena uległaby spadkowi. Normalnie kupuję pastę w tubce, ale wiem, że za wygodę w postaci „niemęczenia się” z wyciskaniem jej zawartości, gonitwą za spadającą zakrętką czy wielokrotnym stawianiem tubki w pionie warto czasem zapłacić więcej. Szczerze mówiąc, nie orientuję się jak dokładnie wygląda dostępność past „w sprayu” w drogeriach czy marketach, ale możecie próbować dorwać je w sklepach z chemią niemiecką. Tego wariantu pasty akurat nie kupię, ale za pewne skuszę się na wersję mocniejszą lub pochodzącą z innej firmy. Jedyny minus takiej formy opakowania jest taki, że nie do końca da się wyczuć zbliżający się koniec zawartości.
5. Żel pod prysznic Lirene soczyste winogrona: Nie sądziłam, że ten zwyczajnie wyglądający żel stanie się moim żelowym ulubieńcem! Wszystko przemawia na jego korzyść. Już zakupiłam kolejne opakowanie.
6. Żel pod prysznic Adidas Fruity rhythm: No ten żel to akurat nie zachwycił mnie niczym. Na upartego można przyznać mu plus za przezroczyste opakowanie. Być może napiszę o nim osobną recenzję, która trochę mija się z celem, ale jako żelomaniaczka nie chcę pomijać żadnego „ananaska”. Nie kupię ponownie.
7. Mydło do rąk Isana hibiskus&lemongras: Miałam nie kupować niekremowych wersji mydeł z Isany, ale nie mogłam przejść obojętnie wobec zapachu trawy cytrynowej. Tak naprawdę ów zapach nawet koło niej nie stał i kojarzył mi się jedynie z jakąś tanią wiśniówką (czyżby tak pachnie hibiskus?). Nie byłam przekonana do niego już w Rossie, więc do tej pory nie rozumiem, czemu „lemongrass” aż tak mnie omamił. W działaniu było takie samo, jak wszystkie inne niekremowe warianty Isany: nie usuwało brzydkich zapachów i wysuszało skórę. Ogłaszam wszem i wobec, że nie kupię ponownie żadnej niekrenowej wersji, choćby każda kolejna miała mieć (chociażby w nazwie) coś wspólnego z trawą cytrynową!
8. Krem ochronny półtłusty z wit. A+E Alantan dermoline: Kolejne puste opakowanie Alantanu dermoline, tym razem różowe. Mini recenzję możecie przeczytać tutaj, choć szykuje się znacznie obszerniejsza i porównawcza recenzja prawie całej serii tych kremów. Myślę, że nie kupię ponownie, bo znudził mi się i nie odpowiada mi już jego konsystencja, a poza tym na chwilę obecną znalazłam swojego faworyta wśród serii „dermoline”.

Tym razem wszystko jasne - "kupię" lub "nie kupię", bez zbędnego zastanawiania się nad ewentualną szansą. Grudniowy Garbage dobiegł końca, a tym samym zakończył comiesięczną serię. Zgodnie z zapowiedzią, od Nowego Roku Garbage będzie pojawiał się co dwa miesiące.

wtorek, 21 stycznia 2014

O tym, jak Mój Ukochany przyniósł mi szczęście…

Tytuł posta zabrzmiał tak, jakbyście za chwilę miały przeczytać moją głęboką refleksję na temat własnego związku i całego żywota. Otóż nie :P W grudniu uśmiechnęło się do mnie blogerskie szczęście i to po części dzięki Mojemu Ukochanemu. Udało mi się wygrać dwa konkursy, jedno rozdanie, a nawet otrzymać wyróżnienie, które miało dla mnie chyba największe znaczenie. I zacznę właśnie od niego;)

Autorka bloga Magiczny Domek ogłosiła dwa przedświąteczne konkursy. Jako, że jeden z nich polegał na przesłaniu zdjęcia własnej, przystrojonej już choinki, nie wzięłam w nim udziału, ponieważ w moim domu choinkę ubiera się dopiero w Wigilię, czyli w dniu ogłoszenia wyników owego konkursu. Postanowiłam za to zmierzyć swoje siły w drugim konkursie, gdzie zadanie polegało na przesłaniu zdjęcia „najpiękniej zapakowanego artystycznie prezentu dla swoich bliskich”. Uwielbiam pakować prezenty, zawsze sprawia mi to dużo frajdy, więc była to również świetna okazja do zaprezentowania swoich umiejętności, jakiekolwiek by one nie były na tle innych uczestników. Zupełnie nie chodziło mi o nagrodę, ale o „sprawdzenie się”. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wielkiego szoku doznałam, gdy przeczytałam na stronie z wynikami, że otrzymałam wyróżnienie i zobaczyłam swoje foto w „galerii” :O Jestem z siebie dumna, a co! :D Moją i innych pracę możecie obejrzeć tutaj.

Następnie, (choć niechronologicznie) wygrałam urodzinowe rozdanie u Milomanii. Otrzymałam zestaw kosmetyków z firmy Pierre Rene, z którą, szczerze mówiąc, do tej pory się nie spotkałam. Tyle kolorówki na raz dla amatorki makijażu to +100 do radochy, tym bardziej, że podczas ostatnich promocji -40% zastanawiała się nad jakąś paletką cieni i drugim podkładem :D Żeby było śmieszniej, choć zestawy były przydzielane losowo, dostałam akurat te odcienie, które chciałam :P W kopercie znalazłam też krótki liścik, którego nie zamieściłam na zdjęciu z wiadomego, myślę, powodu;)

No dobra, a gdzie w tym wszystkim tytułowy Ukochany?;> Otóż, gdy przyjechał do mnie w pewien weekend i podczas wspólnej jazdy autobusem zapytał, co będziemy w ów dzień robić, usłyszał, że pomoże mi przy dwóch konkursach. Oczywiście sama doskonale bym sobie poradziła, ale ciiii…., niech Ukochany też ma coś z życia :P Zaczęliśmy od konkursu u Mellody, gdzie nagroda była nie byle jaka, bo dowolnie wybrana świeca z Yankee Candle w rozmiarze średnim. Wiadomo, nie ma nic za darmo, dlatego trzeba było napisać krótką rymowankę o owym zapachu. Zdecydowaliśmy się wspólnie z Moim Ukochanym na Christmas Cookie (no dobra, trochę musiałam przeforsować ten pomysł :P) i zaczęliśmy czekać na wenę. Przyszła na drugi dzień :P Nie dość, że udało się nam wygrać ciasteczkową świecę (która pachnie bosko i którą, niestety, zdążyłam już w połowie wypalić...), to otrzymaliśmy jeszcze przepiękną świąteczną karteczkę z kilkoma miłymi słowami oraz wosk Vanilla Chai. 
Co najśmieszniejsze, tydzień wcześniej zakupiłam m.in. wosk o tym samym zapachu na mikołajkowo-świąteczny prezent dla Mojego Ukochanego i gdy go rozpaliliśmy, spodobał mi się na tyle, że chciałam kupić kolejny egzemplarz dla siebie. Mellody mnie w tym ubiegła;) Wygraną rymowankę (jak i pozostałe) możecie odczytać tutaj, choć przyznam się Wam, że nadal czuję się niezręcznie, gdy czytam drugi wers :P

I na koniec największy smaczek (nie umniejszając oczywiście pozostałych wygranych;)). Do końca nie wiedziałam, czy wezmę udział w konkursie u Puszki, w którym do wygrania były sztuczne paznokcie z namalowanym przez autorkę „wzorem”, jaki tylko mogłybyśmy sobie wymarzyć. No bo… nigdy nie nosiłam sztucznych paznokci i pewnie bym coś spartoliła przy ich przyklejaniu, a poza tym wtedy dopiero co zaczęłam kolejną już kurację odżywczą dla moich paznokci. Jednak, jako, że Puszka liczyła na mój udział, a poza tym (może jeszcze o tym nie wie :D) jest moim paznokciowym guru w kwestii kreatywnych, a zarazem pięknych mani, to nie mogłam jej odmówić. Mój Ukochany podsunął mi pomysł, którego uzasadnienie możecie przeczytać tutaj. Kiedy przeczytałam o wygranej, spodziewałam się, że dostanę same paznokcie. Kiedy otrzymałam paczkę, micha cieszyła mi się przez cały dzień (tym bardziej, że w ten sam dzień odebrałam paczkę od Mellody, więc to już w ogóle +200 do radochy :D), bo wyłoniły się z niej jeszcze inne paznokciowe cudeńka (+ karteczka z kilkoma ciepłymi słowami;)).
Dostałam niemalże gorączki, jak zobaczyłam naklejki wodne, których zakup planowałam zaraz po zakończeniu paznokciowej kuracji (w tym celu zakupiłam nawet biały lakier :P). Pozostałe „elementy” nagrody wykorzystam, jak tylko wymyślę dla nich dobre przeznaczenie, a póki co, to już mogę napisać, że lakier zrobił u mnie taką furorę, że stosuję go na wierzch za każdym razem, gdy pomaluję sobie pazury jakimś kolorkiem :D
Kiedy już pozachwycałam się wyciągniętymi zdobyczami, wróciłam do miejsca, gdzie leżała koperta, żeby obczaić główną nagrodę i zastałam taki o to widok:
Jak już Łobuzy skończyły bawić się w „taczkę”, to zabrały się za zapasy…
Dalej musiałam być świadkiem awantury pt. „To moje mani!”  
Kiedy Łobuzy się już natłukły, powybijały sobie wszystkie zęby itd., zgodziły się w ramach rozejmu zaprezentować wspólnie puszkowe dzieło:
Puszko, powiem jedno: jestem pod wielkim wrażeniem! Zresztą, jak zawsze…;)


Wszystkim Dziewczynom jeszcze raz dziękuję za otrzymane nagrody!:*:)

niedziela, 12 stycznia 2014

Kosmetyczne Hity 2013

Witam Was serdecznie (z lekkim poślizgiem ;)) w Nowym Roku!:) 

Niektórzy z regularną dokładnością zamieszczają na swoich blogach kosmetycznych ulubieńców danego miesiąca. Nie ukrywam, że zawsze wydawało mi się to co najmniej dziwne, gdyż zastanawiałam się, jakie kryterium ilościowe brane jest pod uwagę przy tego typu postach. Ja nie posiadam aż takich zapasów (choć i tak wydaje mi się, że nie jest tego mało) kosmetyków, a do tego nawet jeśli mam kilka szminek czy odżywek do włosów, nie wspominając o żelach pod prysznic, to nie otwieram ich wszystkich na raz, a często z niektórych produktów korzystam dłużej niż przez 30 dni. W każdym razie, tacy miesięczni ulubieńcy nie mieliby u mnie żadnej racji bytu. Postanowiłam za to umieścić jeden post podsumowujący moje całoroczne zużywanie. Nie, nie będzie to denko z całego roku :D Nie będą to nawet ulubieńcy, bo niektórych kosmetyków miło mi się używało, aczkolwiek były one na tyle zwyczajne lub posiadały jakieś wady, że niekoniecznie chciałabym do nich powracać. Dzisiaj przedstawię Wam moje kosmetyczne hity, czyli odkrycia 2013 roku. Muszę jednak zaznaczyć, iż będą to kosmetyki:
  • których wcześniej nie znałam;
  • które zostały zakupione w zeszłym roku (lub w 2012, ale dopiero w 2013 zaczęłam je intensywnie używać);
  • których używanie sprawiało mi wiele przyjemności i stały się naprawdę moimi hitami;
  • które zużyłam w całości lub w znacznej części, aby wyrobić sobie o nich pozytywną opinię;
  • a teraz najważniejsze - do których chętnie powrócę!;) 
Myślę, że moja lista byłaby znacznie dłuższa, gdyż mam swoje ulubione produkty, które skończyły mi się na przełomie 2012/2013 lub zaczęłam ich używać dopiero w grudniu 2013, ale nie zostały jeszcze zdenkowane, dlatego nie chcę robić niepotrzebnego zamieszania i poniżej zamieszczę jedynie te kosmetyki, które spełniają powyższe, wypunktowane kryteria.

Wybrałam swoje hity jedynie spośród dziewięciu kategorii. Niektóre kosmetyki, zwłaszcza w kwestii kolorówki, zaczęłam poznawać dopiero pod koniec 2013 r., więc nie mogę jeszcze wybrać wśród nich tych najlepszych. Podobnie jest z produktami, które co prawda testowałam znacznie wcześniej, ale miałam tylko jedną sztukę i nie zaopatrywałam się w zamienniki (np. mgiełka do ciała czy woda termalna). Tak, jak wspominałam, wiele kosmetyków okazało się zwyklakami lub bublami, o których możecie poczytać sobie w osobnych recenzjach, a które nie zasługują na szczególne wyróżnienia w pozytywnych aspektach. 
Od razu zaznaczę, że nie będę się rozpisywać o moich hitach. Jeśli coś było już recenzowane przeze mnie, to podam link, a jeśli nie, to znaczy, że recenzja pojawi się za jakiś czas (jak wszelkie inne posty i recenzje :P, ale staram się, staram...). 

Nie przedłużając, oto moje Kosmetyczne Hity 2013:


Koloryzacja włosów:
1. Szamponetka Delia No.1, 4.0 brąz (recenzja).


Makijaż:
1. Maskara Lovely Curling Pump Up.
2. Lip lacquer Rimmel Apocalips 300 Out Of This World.


Demakijaż:
1. Płyn micelarny L'Oréal Ideal Soft.


Kąpiel:
1. Żel pod prysznic Balea Brazil Mango (recenzja).
2. Żel pod prysznic Mildeen Dzika figa (recenzja).
3. Żel pod prysznic Lirene Soczyste winogrona. 
4. Sól do kąpieli BeBeauty Trawa cytrynowa i bambus.


Pielęgnacja ciała:
1. Masło The Body Shop Mango (recenzja).


Ochrona:
1. Dezodorant La Rive Love dance (recenzja).


Higiena intymna: 
1. Żel Pliva fem B (recenzja).
2. Chusteczki Facelle intim.


Ręce:
1. Odżywczy krem Bieledna Happy end (recenzja).
2. Mydło w kostce Alterra pomarańcza (recenzja).
3. Antybakteryjny żel CleanHeands.
4. Chusteczki Alouette.


Paznokcie:
1. Odżywka Eveline Maksymalny wzrost paznokci.
2. Lakier Rimmel Lycra Pro 500 Peppermint.


Jestem ciekawa, czy któryś z moich hitów 2013 stał się również Waszym hitem. A może jest hitem z lat ubiegłych?;)

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Listopadowe Newsy 2013

Żadne znaki na ziemi i niebie nie zapowiadały, że w listopadzie Neonowa popłynie razem z promocjami kosmetycznymi. Nie chciała podliczać wszystkich paragonów, bo już sama ilość papierowych świstków ją przerażała. 

Pierwsze zakupy nie zwiastowały pustki w portfelu:
1. Odżywka do włosów Schauma Q10
2. Krem Alantandermoline lekki
3. Krem Alantandermoline półtłusty
4. Eyeliner Essence black



Następnie Stonka zrobiła Neonowej psikusa, urządzając -30% na wszystkie kosmetyki "do kąpieli". Dodatkiem była odżywka do włosów i patyczki do uszu w opakowaniu stanowiącym miłe wspomnienia.
1. Sól do kąpieli BeBeauty Spa morska
2. Sól do kąpieli BeBeauty Spa bambus&trawa cytrynowa
3. Żel pod prysznic BeBeauty Happy Moments
4. Żel pod prysznic Nivea free time karambola&mleczko aloesowe
5. Odżywka do włosów Garnier Ultra Doux awokado&masło karite
6. Mydło do rąk Fruit Kiss wiśnia
7. Patyczki do uszu Carea (300 szt.)



Kiedy Rossmann ogłosił replay sławnej promocji -40% (a dalej SP i Hebe), Neonowa wiedziała, że skończy się to źle. Bardzo ucieszyła się z możliwości nabycia kolorówki w dobrej cenie, gdyż dopiero od niedawna na dobre zaczęła eksperymentować z makijażem. Udało jej się kupić prawie wszystko ze swojej "wishlisty -40%" już w pierwszym dniu promocji. W ostatni dzień dorwała jeszcze tusz do rzęs, a dodatkowo do koszyka wpadł lakier do paznokci, pomimo iż zarzekała się, że tym razem nie kupi żadnego. 
1. Podkład do twarzy Rimmel Wake me up 100 Ivory
2. Puder Maybelline Affinitone 03
3. Korektor Bell 02
4. Szminka Wibo Eliksir 05
5. Szminka Wibo Eliksir 06
6. Szminka Rimmel by Kate 16 
7. Eyeliner Wibo czarny
8. Tusz do rzęs Lovely Curling pump up
9. Lakier do paznokci Rimmel Salon Pro 711 Punk Rock
Przy okazji zakupiła to, co było jej niezbędne z nie-kolorówki:
10. Chusteczki odświeżające Babydream (2x80 szt.)
11. Płatki kosmetyczne Lilibe (120 szt.)
12. Mydło Biały Jeleń

Znacie te produkty? Lubicie je?:)

niedziela, 29 grudnia 2013

Listopadowy Garbage 2013

W listopadzie Neonowa nie popisała się zużyciami swoich jakże sporych zapasów kosmetycznych. Tym samym dało jej to trochę do myślenia i postanowiła, że od nowego roku posty garbage'owe nie będą pojawiać się co miesiąc, jak to było do tej pory, ale będą publikowane co dwa miesiące. Rozważana była jeszcze opcja garbage'u kwartałowego, ale Neonowa za bardzo lubi denka, żeby tak długo z nimi zwlekać, a poza tym jej szafa nie pomieści tylu śmieci, dlatego Garbage raz na dwa miesiące wydaje się być najwłaściwszym rozwiązaniem.
W zeszłym miesiącu Neonowa rozstała się jedynie z trzema kosmetykami:
1. Odżywka do włosów suchych i zniszczonych Elisse: Robiłam dwa podejścia do tej odżywki. Jej efekty były zgoła odmienne od szamponu z tej samej serii - obciążała włosy:/ Szkoda, bo była bardzo tanim, wydajnym i łatwo dostępnym produktem. Nie kupię ponownie. Recenzja tutaj.
2. Tusz do rzęs Lovely Curling Pump Up: Wstrzymam się z końcową opinią do osobnej recenzji, która pojawi się po zużyciu drugiej sztuki tuszu, ale na chwilę obecną mogę powiedzieć, że ta maskara śmiało może konkurować z Essence Multi action (dotychczas moją ulubioną) a może nawet ją przewyższa?;) Jak na maskarę za 8 zł (5 na promocji) to jest moim zdaniem KWC! Warto w nią zainwestować, jeśli ktoś ciągle się jeszcze waha. Kupiłam ponownie.
3. Perfumy Puma Sync: Bardzo słabe perfumy. Zarówno pod względem zapachu, jak i utrzymywanie się na skórze. Jestem rozczarowana. Nie kupię ponownie. 

Mały Garbage ma jeden plus - pisanie posta nie zajmuje wieki :P Już teraz Wam zdradzę, że w grudniu zużyłam znacznie więcej kosmetyków, ale post opublikuje dopiero w styczniu i będzie to ostatnie denko zamykające comiesięczną serię.

Ps. Na wszelkie zaległe komentarze zacznę odpowiadać od połowy stycznia, jak wrócę ze swojej przerwy świąteczno-noworocznej i poogarniam trochę spraw. To samo tyczy się odwiedzania Waszych blogów, ale spokojnie - cały czas pamiętam o Was:)

czwartek, 26 grudnia 2013

Neonowa była jednak grzeczna...

Tak, Neonowa była jednak grzeczna w tym roku, bo nie obyło się bez prezentów pod choinką. Z każdego była równie mocno zadowolona, jak chyba nigdy przedtem. Może dlatego, że prezenty okazały się trafione, gdyż uprzednio w obecności rodziny sporządziła list do św. Mikołaja. 

Spoza listy otrzymała jednak coś jeszcze - zestaw kosmetyczny. 
Neonowa nie przepada za taką formą prezentu, gdyż uważa, że darczyńca zdradza w ten sposób, że nie miał innego pomysłu, ale wyjątkowo bardzo ucieszyła się z powyższego zestawu. Co ciekawe, kiedy była w różnych sklepach w poszukiwaniu podarków dla bliskich i przystanęła na chwilę przy owych zestawach, pomyślała, że z tych wszystkich "pudełek" (gdyby już jakieś miała dostać), to właśnie z tego pomarańczowego byłaby najbardziej zadowolona :D Okazuje się, że Mikołaj oprócz czytania listów potrafi jeszcze czytać w myślach :P

Z pudełka wyłoniła się kosmetyczka.

A jej zawartość stanowią kosmetyki Fa:
-żel pod prysznic Sensual&Oil
- balsam do ciała Sensual &Oil
- antyperspirant Sport 72h
Powyższy żel jest jednym z moich ulubionych, więc cieszę się, że po raz kolejny będę mogła zachwycać się nim podczas brania prysznica i, że w końcu doczeka się on osobnej recenzji;) Z balsamu jestem najbardziej zadowolona, ponieważ od dawna chciałam go przetestować, a nie widziałam go w drogeriach. Natomiast antyperspiranty w spray'u ostatnio idą u mnie jak woda, więc i ten się u mnie nie zmarnuje;)

A Wy byłyście grzeczne w tym roku?;> Odwiedził Was kosmetyczny Mikołaj?:)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Drugie podejście dobrym weryfikatorem produktu

Poza zestawami objętymi promocją rzadko zdarza mi się kupować szampon i odżywkę z tej samej serii w jednym czasie. Zazwyczaj wynika to z faktu, iż odżywki są mniej wydajniejsze lub posiadają mniejszą pojemność od szamponów, więc zanim zdążę zużyć cały szampon, to muszę dokupować kolejne opakowanie odżywki, a wtedy uruchamia się we mnie zmysł testerki, która szuka czegoś nowego. Poza tym, uważam, że przy używaniu takich zestawów ciężko jest ocenić osobne działanie obu produktów. Na palcach jednej ręki (a nawet nie wszystkich) mogłabym policzyć swoich ulubieńców włosowych. Jakiś czas temu szukałam taniej odżywki i pomyślałam, że skoro w zeszłym roku byłam zadowolona z biedronkowego szamponu, to czemu nie miałabym wypróbować całego zestawu. Kupiłam zatem odżywkę do włosów suchych i zniszczonych Elisse, a kiedy ją zużyłam, sięgnęłam po kolejne opakowanie…
Od producenta:
Opakowanie: Fioletowe, wykonane z mocnego, twardego plastiku, posiada zakrętkę na „klik”. Jest takie same jak w szamponie z tej serii (tutaj), z tą różnicą, że odżywka stoi „na głowie”, co początkowo bardzo ułatwia wydobywanie zawartości. Gdy odżywka dobija dna, najlepiej jest dolać do opakowania trochę wody, żeby wydobyć resztki.

Konsystencja: Kremowa, średniogęsta.

Kolor: Perłowy.

Zapach: Nie potrafię określić czym pachnie ta odżywka, ale jest to przyjemny zapach, który dość długo utrzymuje się na włosach. Jeśli jednak za dużo razy sztachniemy się z opakowania (w celu powąchania odżywki oczywiście :P), to zapach staje się już mdły.

Wydajność: Dobra.

Skład:
Moja opinia: Odżywkę bardzo łatwo rozprowadza się na włosach, konsystencja jest miła w dotyku. Włosy stają się miękkie, gładkie, ale jedynie na krótki czas od ich umycia. Dobrze się rozczesują, nie plączą się. Produkt posiada przyjemny zapach. Dotychczasowy opis wskazywałby na to, że z tą odżywką wszystko jest ok. Jednak zużycie drugiego opakowania potwierdziło moje początkowe wrażenie, iż produkt znacznie obciążał moje włosy:/ Nie nakładałam dużej ilości odżywki, nie trzymałam jej też zbyt długo na włosach, właściwie to po chwili ją spłukiwałam, więc nie wiem z czego wynikał efekt końcowy, ale nie byłam z niego zadowolona.

Dostępność: Biedronka
Pojemność: 250 ml
Cena: 4,99 zł


A Wy kupujecie zestawy włosowe (szampon + odżywka)  z tej samej serii czy każdy produkt z innej firmy? 

wtorek, 10 grudnia 2013

Nieodpowiedni krem na chłodniejsze dni

W okresie jesienno-zimowym preferuję zmianę pielęgnacji dłoni, przechodząc z lekkich kremów w te bardziej gęste. Jeszcze na wiosnę zaopatrzyłam się w regenerujący krem do rąk Verona Perfection Spa zielona herbata & limonka, zwracając uwagę jedynie na zapach. Dopiero w domu, kiedy użyłam go po raz pierwszy, jego zawartość okazała się być tłusta, dlatego postanowiłam, że produkt poleżakuje sobie w zapasach do czasu nastania chłodniejszych pór roku.
Od producenta: Dzięki doskonale dobranym składnikom intensywnie pielęgnuje, odżywia i regeneruje skórę rąk. Nadaje zdrowy wygląd, wygładza, zmiękcza i uelastycznia. Twoje dłonie zachowują piękny i młodzieńczy wygląd.
Składniki aktywne:
Ekstrakt z zielonej herbaty – działa odmładzająco, fotoochronnie. Ekstrakt z limonki – tonizuje skórę oraz delikatnie ją rozjaśnia, ma właściwości oczyszczające i wybielające. Witamina E – chroni przed wolnymi rodnikami i negatywnym wpływem zanieczyszczenia środowiska. Olej ze słodkich migdałów – działa odżywczo.

Opakowanie: Krem znajduje się w plastikowej tubce z zakrętką na „klik”. W zakrętce tej znajduje się dzióbek, dzięki któremu krem aplikuje się bezpośrednio na dłoń, nie brudząc przy tym zakrętki. Szata graficzna opakowania nie powala, ale limonki są, więc jest dobrze :P Sam plastik okazał się przezroczysty, więc widać ile zostało zawartości. Niestety, trzeba było go rozcinać, aby wydobyć resztki.

Konsystencja: Gęsta, zbita.
Kolor: Rozbielona zieleń.

Zapach: Producent napisał prawdę. W kremie czuć wyraźnie połączenie zielonej herbaty i limonki:)

Wydajność: Średnia.

Moja opinia: Poza przyjemnym dla nosa i orzeźwiającym zapachem krem nie zachwycił mnie niczym specjalnym. No dobra, może jeszcze trochę podobała mi się "zbitość" kremu, dzięki czemu bez problemów wydostawał się z opakowania. Sam krem był jednak bardzo tłusty i powoli się wchłaniał. Z regeneracją skóry to akurat nie miał nic wspólnego – po krótkim czasie od wchłonięcia kremu dłonie znowu stawały się wysuszone i szorstkie, więc gęstość kremu nie szła w parze z treściwością:/ Nie obeszło się zatem bez wielokrotnej aplikacji w ciągu dnia, co przekładało się na średnią wydajność.

Dostępność: Natura
Pojemność: 75 ml
Cena: 4,99 zł

Znacie ten krem? Lubicie to konkretne połączenie zapachowe w kosmetykach?:)

piątek, 6 grudnia 2013

Filozoficzna rozkmina nad żelem Balea z Fidżi

Odwiedzając na wakacjach niemiecki DM (o zakupach i refleksjach z nimi związanych pisałam tutaj), zakupiłam kilka kosmetyków do mycia ciała, w tym całą ówczesną edycję limitowaną żeli. Bardzo lubię kolor niebieski, marakuję również, dlatego byłam przekonana, iż żel pod prysznic Balea Fiji Passionfruit automatycznie stanie się moim faworytem. A tu taki klops...
Od producenta:
Producent nie wysilił się przy opisie wakacyjnej limitki, zastosował opcję ctrl+c i ctrl+v, zamieszczając ten sam tekst na opakowaniu każdej wersji żelu. Wstawił jedynie właściwe nazwy zapachów.
Jeśli należycie do tych, które „Ich verstehe nicht”, to zapraszam do brazylijskiego opisu (tutaj). Nie zapomnijcie tylko zamienić mango na marakuję :P

Opakowanie:
Względem kształtu jest takie samo dla całej serii, więc tak czy siak zapraszam do posta o wersji mango (patrz wyżej) :P
Przy etykiecie natomiast zaczyna się jazda… Zacznijmy od nazwy żelu - „Passionfruit”. I teraz rozlegają się brawa dla Neonowej, która dopiero przy pisaniu recenzji zorientowała się, że to jednak nie o kwiat pasji cały czas chodziło:] Nazwa „Passion flower” już kilkakrotnie przewinęła się w jej żelowej karierze, więc postawiła na przyzwyczajenie i tym razem nie rozróżniła literek.
Po pierwszym oriencie Neonowa zaczęła rozkminiać dalej. Zasięgnęła informacji od Wujka Gugla, który przetłumaczył jej, iż „Passionfruit” ze szwabskiego oznacza „marakuję”. 
Skoro część werbalną mamy opanowaną, to przejdźmy do części wizualnej. No i co my tu widzimy? Marakuja obecna, ok. Ale co do cholery robi tam pomarańcza i to coś przypominające w przekroju arbuza, lecz arbuzem nie będące, a zowiące się guawą (tak apropos, Balea miała swego czasu odrębny żel o takim zapachu)? No dobra, jak już muszą tam być, to niech będą... 
Ok, owoce mamy za sobą. Zostały jeszcze kwiatki. Ten u góry, po prawej stronie, ze śmiesznym środkiem, to jest właśnie kwiat pasji. I w tym momencie Neonowa doznała totalnego mętliku. „Czyżby jednak kwiat pasji miał coś wspólnego z marakują?” – zastanawiała się, nie dając za wygraną. No popatrzcie same (/sami, bo podobno jakieś facety tutaj również zaglądają :D) – kwiat pasji to kwiatek, a owoc pasji to marakuja. Czy jest to zatem jedna roślina? Neonowa rozpaczliwie skontaktowała się z Ciocią Wikipedią, która to załamała ją całkowicie, informując, iż passiflora + marakuja = „męczennica jadalna” :] 
Neonową z tego wszystkiego rozbolała główka. Dodatkowo (jakby tego było mało) doznała smuteczku po autostwierdzeniu, że jej rozumek jest wielkości rozumku Kubusia Puchatka i nie chciała już spoglądać w stronę dwóch pozostałych kwiatków z etykiety, które na pierwszy rzut oka są identyczne, a jednak tak bardzo się różnią…

Konsystencja: Średniogęsta, bardziej w kierunku „lejącej” (:P).
Kolor: Lazurowy. Szczerze mówiąc Neonowej gałki wyszły z orbit jak po raz pierwszy użyła tego żelu, bo jeszcze nigdy nie spotkała się z takim kolorem w jakimkolwiek kosmetyku. I tutaj nastąpił orient numer dwa, iż ogólnie kolor zawartości produktów z Balea odpowiada kolorom z etykiet, bądź kolorom zatyczek żeli z Balea. I like it! :D

Zapach: Miało być pięknie, miało być cudnie. Miało pachnieć marakują/kwiatem pasji a pachnie czym? Multiwitaminą! Kurde!:[ Nie znoszę tego zapachu, bo kojarzy mi się z sokiem wieloowocowym, który omijam szerokim łukiem, gdyż zawsze drapie mnie po nim w gardle:]  

Wydajność: Zwyczajna – żel zużyłam w przeciągu miesiąca.

Moja opinia: Zapowiadało się dobrze, gdyż wskazywały na to: ładne opakowanie (pomijając męczącą dla rozumku etykietę :P), smerfny kolor żelu, niska cena oraz „no bo to ta BALEA!” (tutaj następuje szał ciał:]). Spektakularny efekt końcowy przekreślił jednak nieprzyjemny dla mych nozdrzy zapach:/ Bo jaka to przyjemność myć się po całym dniu żelem (który w swoich właściwościach jest notabene zwyklaczkiem), kiedy unoszący się w całej łazience (i oczywiście tylko wtedy, bo po co zostawać na skórze dłużej?) zapach nam nie odpowiada i zamiast relaksować, męczy?:/

Skład:
Dostępność: DM
Pojemność: 300 ml
Cena: 0,65 €



Używałyście tego żelu? Jakie były Wasze wrażenia? Który żel z wakacyjnej limitki podbił Wasze serce najbardziej?;)


Ps. Zachęcam Was do śledzenia na bieżąco mojego bloga, gdyż w nieodległym czasie pojawi się recenzja trzeciego, już ostatniego, wariantu żelu z wakacyjnej edycji limitowanej Balea. A powiem Wam, że będzie się działo! Oj, będzie!;)

niedziela, 1 grudnia 2013

Liebster Blog vol. 2

Pod koniec września otrzymałam wyróżnienie Liebster Blog od Szpinakożercy (dziękuję:*). Zwlekałam, zwlekałam aż w końcu postanowiłam zmobilizować się i odpowiedzieć na pytania.
Zanim jednak to nastąpi, chciałabym napisać, iż przy okazji poprzedniego wyróżnienia wspomniałam o możliwości bliższego zaznajomienia się ze mną. Ku mojej uciesze, otrzymałam wiadomość od jednej blogerki i do dzisiaj wysyłamy sobie wiadomości:) Czytając różne wpisy o blogerskich przyjaźniach czy oglądając relacje z takich spotkań aż się serducho raduje, iż również w blogosferze istnieją sympatyczne i równe babki, dlatego swój "apel" poniekąd ponawiam;) E-mail znajdziecie przy opisie "O mnie".


1. Ulubione wspomnienie ze szkoły?
Mam dużo miłych wspomnień szkolnych, dlatego ciężko wybrać jedno. Niech będzie, że dzisiaj postawię na szkolne dyskoteki :D Emocjonujący był już sam okres oczekiwania na ten dzień a potem to już tylko strojenie się godzinami przed lustrem, umawianie się z koleżankami, wspólne tańczenie "klasami", zerkanie na  tych chłopaków, którzy się podobali i zacieszanie, kiedy odwzajemniali (zazwyczaj nieświadomie :P) "żurawia" :D

2. Ulubiona wieczorynka z dzieciństwa?
Chyba nie miałam ulubionej, ale lubiłam oglądać np. Kubusia Puchatka czy też Gumisie :D

3. Z przyjaciółmi - do pubu czy spotkanie w domu?
To zależy od konkretnej osoby, ale też i sytuacji. Najczęściej spotykam się jednak w jakimś pubie.

4. Buty - ładne czy wygodne?
Zdecydowanie wygodne! Dlatego nie zobaczycie mnie w szpilkach czy innych tego typu "połamańcach" :P

5. Bez czego nie wyjdziesz z domu?
To zależy dokąd wychodzę, ale nie obejdzie się bez makijażu (:P), kluczy i telefonu.

6. Jakiego zajęcia domowego najbardziej nie lubisz?
Składania suchego prania.

7. Czytasz gazety? Jakie?
Tak. Gazetki reklamowe :D

8. Książka czy film?
Jeśli mowa o ekranizacji danej książki, to wybieram pierwowzór. Ogólnie natomiast lubię i książki, i filmy.

9. Kiedy ostatnio byłaś w teatrze?
I tu Was (siebie też) zaskoczę - wczoraj :D

10. Do jakiego kraju byś się na pewno nie wybrała na wakacje?
Do takiego, gdzie panuje niższa od polskiej temperatura, jak również do takiego, w którym akuratnie toczyłaby się wojna. 

11. Ulubiony zapach?
Ostatnio zapach trawy cytrynowej <3


Moje odpowiedzi na inne pytania z różnych wyróżnień przeczytacie: 
1 - tutaj
2 - tutaj
3 - tutaj
i 4 - tutaj :)