Dziewczyny! Dzisiaj zostawiam Was z nietypowym recenzentem, który
zadebiutował przeszło rok temu (ale ten czas zapiernicza…!) za sprawą tej recenzji. Czytelniczki, które są ze mną od niedawna, mogły zapoznać się z jego
wizerunkiem w tym poście. Dzisiejsze spotkanie inauguruje pierwszą w historii
bloga serię recenzji pt. „Okiem Omnomnoma”! Przywitajcie go gromkimi brawami! :D
Witajcie ludziska, Ciasteczkowy Potwór Was dzisiaj ściska!
Jako że za oknem piękna wiosenna pogoda a na blogu
Neonowej panuje jeszcze zima, postanowiłem dać o sobie znać w postaci małej
recenzji.
Jak wpadłem na żel pod prysznic firmy Balea pewno już wiecie
z powyższego filmiku - kilka siniaków, stłuczeń, ale wynagrodziły mi to
zdobyte ciasteczka :) Przeszło mi nawet przez myśl, by owe ciacha rozdać w
konkursie, jednak pokusa była większa i zostały "one" wchłonięte zanim
pomysł wpadł do futrzastej głowy. Jak wypadła recenzja ciastee.... yyyym Balei przez Ciachowego
Potwora? Ano zatem od samiutkiego początku...
Od producenta:
Nicht verstehen… Neonowa mówi, żebyście zajrzeli tutaj i
zamiast „soczystym brazylijskim mango” wstawili „świeżym hawajskim ananasem” ^^
Opakowanie na pierwszy rzut oka nie budzi zastrzeżeń. Jako że
lubię ananasy, już malutki plus za grafikę informującą o tym, iż po otwarciu
powinien "zaatakować" mnie owy owoc. Czy zaatakował nokautująco? Co
prawda, dawno nie pałaszowałem ananasa, ale jego zapach jest dosyć
charakterystyczny. Na pierwszy mój węch ananasa nie stwierdziłem. Kokos, jako
drugi owoc zamknięty w żelu, też mi się nie skojarzył. Może to wina mojego
upadku przez opakowanie i zapachy się zmiksowały :P
Z otwarciem wieczka nie było najmniejszych problemów, jak i
z jego zamknięciem - testy zderzeniowe wykazały, iż pomimo zdrowego huknięcia
przeze mnie o produkt Balei, nic się nie ulało. To samo tyczy się opakowania i
jego wytrzymałości przy otwieraniu ciastek :P Spokojnie zatem - jeśli
przydarzyłby się upadek opakowania w łazience, akcja z mopem (jeśli macie
kafelki) nie będzie potrzebna.
Wróćmy do zapachu.
Po drugim hauście do mego noska i
zamkniętych ocząt ujawniła się hawajska wyspa i ja na hamaku z drinkiem ze
słomką w otwartym kokosie. Coś zatem z tego kokosa jest :P Bojąc się, że
odpłynę z tym hamakiem na zbyt głębokie wody, przestałem testować zapach. Oceniam
go pozytywnie, choć meszka mi nie urywa.
Kolej na kolor i konsystencję zawartości.
Po ulaniu ukazuje się zielonkawy kolor, podobny jakby do
jakiegoś żrącego kwasu o niewiadomym pochodzeniu. Przetestowałem żel na gąbce
Balbince - żyje do dziś, czyli nie powinnien podrażniać skóry.
Czas na test terenowy... Po którymś tam z kolei użyciu nie
byłbym sobą, gdybym nie sprawdził jak się ma trwałość zapachu po wojażach
terenowych. Wynik: troszkę go czułem, natomiast Moja Druga Połowa Ciacha po
poproszeniu o wypowiedzenie się czy coś czuje, dała wynik negatywny –
stwierdzam, że nos do żeli do ciała to mam tylko ekhmmm... ja ^^
Wydajność Balei: Przyznam sie bez bicia, że nie używałem go
nader często, ale ślepo mogę strzelać, iż na miesiąc powinien starczyć.
Skład:
Wrażenia z samego użytkowania są takie, jak przy większości
używanych żeli. Ja osobiście czekam na taki, który przy użyciu wyrzuci mnie na
drugą stronę Księżyca. Zasłyszałem też o jakiś hejtach na ten produkt wśród
środowiska blogowego. Nie pytajcie o szczegóły, bo sam w tym nie siedzę :P Jaką zatem opinię wystawić jako ten nieznający się, ale
czasem też testujący, zwierz? Osobiście nie podpadł mi w niczym, no… może poza paroma
siniakami, dlatego z czystym sumieniem daje w rankingu od 0 do 5 mocne 4.
Dostępność: DM
Pojemność: 300 ml
Cena: 0,65 €
Jeśli Neonowa się zgodzi, to mogę w konkursie udostępnić Wam
jedno opakowanie ciasteczek z jakimś bonusem ode mnie;), także wszelkie marudzenia przesyłajcie do Niej.
Miłego dnia i całuchy od Waszego Potwora Ciastkowego! Omnomnom…