czwartek, 27 czerwca 2013

Po raz kolejny oliwka

Tyle razy obiecywałam sobie, że nie kupię już mydła ze Stonki, a tym bardziej oliwkowego. Niestety, w dniu, w którym skończyło mi się mydło, wymiotło z Rossa wszystikie mydła Isany. Poszłam do drugiego, a tam to samo. Nagła epidemia czy jak (chyba na promocję)? W każdym razie byłam już zmęczona lataniem po mieście, nie miałam też za wiele czasu, dlatego po drodze do mieszkania widniała już tylko Stonka. Wiedziałam, że mi sie to nie spodoba, ale nie było innego wyjścia - w końcu Neonowa nie będzie łaziła z brudnymi łapskami. Wersja z aloesem i lotosem strasznie mnie rozczarowała, dlatego nawet na nią nie patrzyłam. Pomimo, iż nie cierpię oliwek, zakupiłam mydło w płynie Linda z mleczkiem oliwkowym  ponieważ byłam przekonana, że współlokatorka posiada to samo, a ładnie pachniało. Po analizie porównawczej okazało się, że przelewała jedynie jakieś nieznane mydło do starego opakowania po stonkowej oliwce.


Od producenta: Łagodne, kremowe mydło w płynie Linda, dzięki specjalnie wyselekcjonowanym składnikom, doskonale myje i pielęgnuje skórę. Zawarte w jego składzie gliceryna i lanolina wykazują właściwości kojące oraz łagodzące. Mleczko oliwkowe wygładza i zmiękcza skórę, pozostawiając ją delikatną w dotyku. Kompleks witamin A, E, F wywiera korzystny wpływ na skórę suchą, szorstką i łuszczącą się. Mydło przeznaczone jest do codziennego użytku. 

Opakowanie: Plastikowe, okrągłe. Posiada pompkę, która nie radzi sobie z wydobywaniem resztek zawartości. Po raz n-ty została zmieniona etykieta.

Kolor: Zielony.

Konsystencja: Gęsta, kremowa.

Zapach: Delikatny, ale nie kojarzy się z oliwkami. 

Działanie: Co tu dużo pisać - zwyczajne mydło, które zmywa brud, ale nie radzi sobie zbyt dobrze z zatuszowaniem nieprzyjemnych zapachów. Sam produkt ma mało ciekawy zapach, który dodatkowo bardzo krótko utrzymuje się na dłoniach. Dobrze się pieni. Najważniejsze, że nie pozostawia efektu poklejonych rąk i nie wysusza skóry. Czy koi i łagodzi? Polemizowałabym z tymi zapewnieniami producenta.

Wydajność: Dobra.

Dostępność: Biedronka
Pojemność: 500 ml
Cena: 2,99 zł

Lubicie stonkowe mydła?

niedziela, 23 czerwca 2013

Owocowy antyperspirant w żelu

W prowadzeniu bloga z recenzjami kosmetycznymi widzę kilka zalet, a jedną z nich jest to, że w każdej chwili mogę powrócić do własnej opinii danego produktu, którego miałam okazję wcześniej używać, na wypadek gdybym (w skrajnym przypadku) uległa amnezji lub (bardziej prawdopodobne) posiadała wątpliwości czy dać owemu kosmetykowi drugą szansę. O antyperspirancie w żelu Lady Spped Stick Fruity Splash piszę po raz pierwszy i po raz ostatni (nie licząc denka). Po zakupie przypomniałam sobie wszelkie wady tego produktu, choć kiedyś posiadałam chyba inny wariant zapachowy, ale w tym przypadku różnica w zapachu nie ma akurat żadnego znaczenia.


Od producenta: Nowy dezodorant antyperspiracyjny w żelu Lady Speed Stick Fruity Splash zawiera stopniowo uwalniające się składniki, które skutecznie chronią przed potem i nieświeżym zapachem. Używany codziennie chroni przez 24 godziny 7 dni w tygodniu. Nie pozostawia białych śladów.

Opakowanie: Plastikowe i płaskie. Posiada pokrętło, które na początku mnie przeraziło, gdyż kręciłam nim w odpowiednim kierunku z dobre kilkanaście razy, a zawartość wcale nie chciała się wysuwać. Już myślałam, że kupiłam bubel, ale po chwili męczarni udało się osiągnąć cel. Jedyne, co spodobało mi się w opakowaniu, to kolorystyka, a w środku naklejona folia zabezpieczająca (od razu zerknęłam czy nikt nie maział się tym antyperspirantem).
Do tej pory irytuje mnie jednak etykieta (z tyłu), która już w drogerii była lekko odklejona, jednak ze względu na to, iż był to ostatni egzemplarz w drogerii, przymknęłam na to oko. To, co najbardziej wnerwia mnie w tym opakowaniu (żeby nie napisać dosadniej), to niefunkcjonalna zakrętka, z której wycieka żelowa zawartość, żeby po jakimś czasie zrobiła się glutowata i nie chciała się usunąć.

Kolor: Przezroczysty.

Konsystencja: Żelowa.

Zapach: Przyjemny, owocowy.

Działanie: Owy produkt nie satysfakcjonuje mnie pod względem skuteczności. Owszem, daje poczucie świeżości, ale nie chroni mnie przed potem na tyle, na ile bym chciała. Bardzo ładny zapach to dla mnie jego jedyna zaleta. Po dawnych doświadczeniach, tym razem korzystałam z niego na kilka, kilkanaście minut przed założeniem ubrania. Tylko raz zapomniałam poczekać i ten jeden raz wystarczył, żeby pozostał ślad na koszulce:/ Żel pozostawia również ślady pod pachami, bo bardzo, ale to bardzo je wysusza - wyglądają jak posypane białym pudrem:/ Nie polecam smarować pach tym antyperspirantem zaraz po goleniu - piecze:/

Wydajność: Średnia.

Dostępność: Hebe, Rossmann
Pojemność: 65 g
Cena: 6,99 zł (w promocji)


Preferujecie antyperspiranty z konsystencją żelową czy płynną? 

wtorek, 18 czerwca 2013

Ekspresowy balsam do ciała

Choć uwielbiam chomikować swoje denka, to nie lubię, gdy niektóre produkty są tak mało wydajne, że szybko muszę dokupować kolejne zamienniki (poza żelami pod prysznic, bo to sama radocha móc testować te, których się jeszcze nie miało :D). Do takich kosmetyków zdecydowanie należą u mnie wszelkie mazidła do ciała. Spokojnie mogłabym trzymać w szafie ich całoroczne zapasy, bo standardowa pojemność 200-250 ml nie starcza mi na tyle, na ile bym chciała. Jest to też zależne od konsystencji, dlatego najmniej przepadam chyba za balsamami, które przy regularnej aplikacji znikają dość szybko. Mimo wszystko zdarza mi się je kupować, głównie ze względu na zapach.
Tym razem też szukałam jakiegoś ładnie pachnącego balsamu, ale już o większej pojemności. Z powodu marcowego bana, jaki sobie nałożyłam, ciężko było kupić coś aromatycznie ciekawego w niskiej cenie i w większym opakowaniu. Z odsieczą przyszedł mi ujędrniający balsam do ciała z kofeiną Synergen. Co prawda nie pachniał ani ładnie, ani właściwie w ogóle, to jednak kupiłam go, ponieważ był wycofywany, a ja mogłam przyoszczędzić.
Dlaczego produkt został wycofany? Tego do końca nie wiadomo, ale niektórzy wietrzyli w tym pewien spisek :P Będąc w jednym Rossie i natykając się na ów balsam, stwierdziłam, że kupię go w drugim Rossie, który znajduje się bliżej mojego mieszkania, bo przecież Neonowej odpadłaby ręka, gdyby wzięła go od razu:] Wchodząc do bliżej zlokalizowanej drogerii, od razu skierowałam się do regału z kosmetykami do pielęgnacji ciała. Przeraziłam się na widok faceta, który kierował swoje łapska w stronę przecenionych balsamów, a może bardziej na widok tylko pięciu sztuk. Facet macał opakowania z każdej strony, a ja zamiast podejść i capnąć jeden dla siebie, to grzecznie czekałam aż skończy prowadzić dialog ze sprzedawczynią, bo przecież Neonowa nie będzie rozpychała się łokciami z powodu jakiegoś mazidła. Facet zadawał sprzedawczyni mnóstwo pytań typu: Dlaczego wycofują ten balsam? Czy jest szkodliwy? Co z nim jest nie tak? Czy w ogóle ktoś go wcześniej kupił? Gdy kobieta ze stoickim spokojem (choć myślałam, że zaraz obie parskniemy śmiechem) próbowała rozwiać wszelkie wątpliwości klienta, iż balsam jest dobry a jego wycofanie jest bardziej jedynie kwestią marketingu firmy, ów meńczyzna dalej nie mógł tego pojąć. W końcu wpakował do koszyka dwie sztuki balsamu, po czym zwrócił się do swojej partnerki, która do tej pory niezauważona stała obok: "To ile chcesz tych balsamów? Dwa? Może weź sobie więcej, skoro jest taki tani. Eee trzy to za dużo, weź dwa". Na szczęście nie wykupili wszystkich, więc jedna sztuka została i dla mnie. Nie zdecydowałam się dodatkowo na dwie ostatnie, bo przez gadki tego faceta, sama zaczęłam wierzyć w teorię spiskową i obawiałam się skutków ubocznych po zastosowaniu ewentualnego bubla. A poza tym, jak ban to ban :P


Od producenta:

Opakowanie: Balsam znajduje się w wysokim, plastikowym białym opakowaniu z różową nakrętką. Po zużyciu 3/4 produktu, opakowanie stawiałam do góry nogami, gdyż zawartość nie chciała już tak swobodnie wypływać z wnętrza. A teraz popatrzcie na fragment przedniej etykiety: 
Widzimy tam długonogą (dałabym jej co najmniej 2 m wzrostu) kobietę o bardzo sztucznej twarzy (mega szerokie oczy, zamiast całego nosa widać jedynie dziurki, usta jak po wstrzyknięciu botoxu, a z policzków odessany tłuszcz), przyjmującej pozę siedzenia na łazienkowym tronie. Czy ta pani kogoś Wam nie przypomina? Bo mi już po pierwszym spojrzeniu skojarzyła się z:
Sorry Weronika :P (źródło drugiego zdjęcia)
Kolor: Biały

Konsystencja: Balsamowa :P Bardzo łatwo się ją rozprowadza.
Zapach: Neutralny i słabo wyczuwalny. Szybko ulatniał się ze skóry.

Działanie: Nie potrafię stwierdzić czy po zastosowaniu tego balsamu, skóra staje się jędrna, bo moja taka jest bez żadnych specyfików, dlatego też nie przywiązywałam uwagi do tej właściwości opisywanej przez producenta. Balsam dobrze nawilża ciało, nie pozostawia żadnych suchych miejsc. Przyznam, że rozbawiło mnie stwierdzenie na etykiecie, iż czas wchłaniania wynosi aż jedną minutę, bo jeszcze żadne mazidło do ciała nie wnikało w nie tak prędko. Tylko raz sprawdziłam z zegarkiem w ręku czy faktycznie tak jest. I wiecie co? Po upływie minuty był wyczuwalny lekki film na skórze. Dopiero po dwóch minutach wchłonął się całkowicie :D Nawet bez dokładnego mierzenia czasu jestem zadowolona z tego kosmetyku, ponieważ po posmarowaniu nóg i wzięciu się za balsamowanie górnych partii ciała, można spokojnie założyć spodnie od piżam (jak kto woli: pidżam) :D Ogólnie jestem bardzo zadowolona z tego kosmetyku, bo obawiałam się jakiegoś uczulenia, a nic takiego mnie nie spotkało. Szkoda tylko, że nie pachniał jakoś owocowo. A największa żałość jest taka, że balsam został już wycofany:(

Wydajność: Starcza na 2,5 miesiąca.

Dostępność: Rossmann (produkt wycofany)
Pojemność: 400 ml
Cena: 4,99 zł (CND - Cena Na Do widzenia)


Miałyście ten balsam? Znacie jakieś ekspresowo wchłaniające się mazidła do ciała?:) 

wtorek, 11 czerwca 2013

Dziwna prysznicowa dzika figa

Lubię żele pod prysznic, które mają słodkie lub kwaśne zapachy, a do tego pachną intensywnie, dzięki czemu można dłużej raczyć się pobytem pod prysznicem. Pielęgnujący żel pod prysznic Dzika figa Mildeen dostałam od mamy. Z początku nie byłam z niego zadowolona, gdy powąchałam zawartość opakowania. Byłam przekonana, że korzystanie z tego żelu nie sprawi mi żadnej aromatycznej przyjemności, ale już po pierwszej aplikacji zmieniłam zdanie. Jeżeli spotykałam się z sytuacją, że żel pachniał inaczej w opakowaniu niż w trakcie użycia, zazwyczaj było tak, że z przyjemnego przeradzał się w ohydny. Tym razem było odwrotnie.

Od producenta:
Opakowanie: Wykonane z plastiku, jest wysokie i ma lekkie wcięcia po bokach. Wzrok przykuwa jego mocno fioletowy kolor. Tworzywo jest jednak przezroczyste, co cieszy mnie w nim najbardziej. Jest mały problem z zamknięciem, gdyż zakrętka nie chce się domykać i trzeba ją mocniej przycisnąć na środku. Etykieta nie powala swoim designem, ale nie przywiązuję do niej szczególnej uwagi.

Zapach: Mogę przypuszczać, iż żel pachnie dziką figą, ale nie jest to słodki zapach. Właściwie to jest on dziwny i ciężki do zinterpretowania, ale spodobał mi się. W opakowaniu pachnie gorzko i nie zachęca do wzięcia prysznica, natomiast po aplikacji staje się całkiem przyjemny. Zapach jest intensywny, lekko odurzający.

Kolor: Przezroczysty.

Konsystencja: Średnio gęsta.

Działanie: Żel w swoim działaniu nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie zauważyłam właściwości pielęgnujących, ale nie podrażnia ani nie wysusza skóry. 

Wydajność: Dobra. Mała ilość żelu wytwarza dużo piany.

Skład:

Dostępność: Aldi
Pojemność: 300 ml
Cena: ok. 5 zł

czwartek, 6 czerwca 2013

Majowe Newsy 2013

Miałam spore obawy co do zamieszczania tego posta, a raczej co do zamieszczania samych zdjęć. Byłam pewna, że widok moich nowych nabytków będzie przerażający, gdyż przestały mieścić mi się w szafie i musiałam zrobić małe porządkowe roszady. Moje obawy zwiększyły się, gdy spakowałam wszystko do jednej reklamówki w celu chwilowego przeniesienia kosmetyków do miejsca robienia fot. Dobrze, że zakupy robiłam kilkakrotnie, gdyż nie wiem jakim sposobem przytargałabym je wszystkie do domu. W maju miałam kupić tylko najpotrzebniejsze rzeczy, ale rossmannowska promocja zrobiła swoje.

W sumie, zdjęcie grupowe nie wyszło tak najgorzej, prawda? :D 

Zakupy zaczynamy od Stonki, żeby w ostatniej chwili dorwać słynne micele przed wycofaniem (obecnie jestem przekonana, że był to jedynie chwyt marketingowy, ale w razie "w" są :D):
1. Płyn micelarny do demakijażu i tonizacji twarzy i oczu BeBeauty
2. Zmywacz do paznokci BeBeauty (różowy)
3. Oliwkowe mydło do rąk Linda
4. Żel do higieny intymnej Intimea

Potem wybieramy się na spacer do Astora, gdzie natrafiłam na korzystną promocję Pumki (jestem ciekawa czy choć w jakimś stopniu dorówna mojej ukochanej Dżamajce) i zakupiłam odżywkę, na którą czaiłam się od jakiegoś czasu, a której pełno teraz na blogach (chyba dzięki współpracom albo spotkaniom blogerskim):
5. Odżywka do włosów z olejkiem arganowym Joanna
6. Woda toaletowa Puma Sync 20 ml
7. Antyperspirant Nivea trawa cytrynowa <3

Zahaczamy dosłownie na chwilę o Aldi, Naturę i Tesco po pojedyncze "must have":
8. Kremowy żel pod prysznic Kult (lilia wodna & trawa cytrynowa <3)
9. Topper nail art Essence
10. Krem do twarzy Nivea Soft 50 ml

A na końcu ulegamy niespodziewanej 40% promocji po raz pierwszy (Neonowa poszła tylko po miętowy cień do powiek^^): 
1. Krem do twarzy Nivea Soft 300 ml
2. Zmywacz do paznokci Isana (różowy)
3. Żel pod prysznic Fa Luxurios Moments (Black Amethyst & Pink Viola)
5. Matowy cień do powiek Lovely (mięta-brąz)
6. Lakier do paznokci Lovely UV Shine 8
7. Lakier do paznokci Lovely Classic 94
8. Lakier do paznokci Miss Sporty Clubbing 453

i po raz drugi (Neonowa poszła poprawić sobie humor, kupując kolejne "must have", na które zaczęła mieć zachciewajkę na dzień przed, przeglądając blogerskie rossmannowe posty;>):
8. Maska do twarzy anty-stres Ziaja
9. Lakier do paznokci Miss Sporty Clubbing 344
10. Lakier do paznokci Extreme Nails Wibo 492
11. Maskara Curling Pump Up Lovely
12. Błyszczyk do ust Rimmel Apocalips 300 Out of this world

Czy przez Wasze portfele też przeszło tornado? Ja spłukałam się do cna i teraz muszę żyć o suchym chlebie i wodzie. Powiem Wam jedno: 
BAN, BAN, BAN na czerwiec!

Żeby zakończyć post jednak miłym akcentem - małe chwalipięctwo wygraną u Lili Naturalnej, o którym pisałam tutaj (uprzedzając pytania o recenzję, mydełko podarowałam mojej mamie;)):

środa, 5 czerwca 2013

Majowy Garbage 2013

"Cześć. Jestem Neonowa. Lubię oglądać denka" :D Prawie cały zeszły weekend spędziłam na przeglądaniu denkowych postów. Oj, niedobre Wy! Było wyrzucać tyle opakowań? :P Postów o zużyciach było mnóstwo! Zwyczajny śmiertelnik nie jest w stanie ich wszystkich ogarnąć, nad czym, nie ukrywam, ubolewam. 

Oto moje majowe "śmieci", które w zdecydowanej większości nie zagoszczą u mnie ponownie:

Kłaki:
1. Szampon Timotei with Jericho Rose Głęboki Brąz: Śmierdzący szampon, który nie robił z moimi włosami nic. A nie, przepraszam... jakże mogłabym nie wspomnieć, iż pozbawił je blasku, wywołał łupież a w dodatku podrażnił skórę głowy:/ NIE kupię go ponownie, oj nie. Recenzja tutaj.
2. Odżywka Biosilk Silk Therapy: 50 ml starczyło mi na jakieś 2-3 użycia, więc ciężko opisać jej efekty. W każdym razie po jej aplikacji włosy były bardzo gładkie w dotyku, takie "jedwabiste" :D Ładnie pachniała, ale była za gęsta. Wkurzało mnie zbyt wyprofilowane opakowanie oraz moja "ulubiona" zakrętka. MOŻE skuszę się kiedyś na pełnowymiarową wersję, na którą, póki co, szkoda mi pieniędzy. 

Prysznic:
3. Żel pod prysznic Original Source raspberry & vanilla milk: Był to najgorszy żel w mojej karierze - nie pachniał dla mnie w ogóle. Nie, nie i jeszcze raz NIE. Recenzja tutaj.


Grabie:
4. Mydło do rąk bez & orchidea Isana: Bubel, który na szczęście nie pachniał zbytnio bzem. Najgorzej, że nie usuwał brzydkich zapachów z rąk:/ NIE kupię ponownie. Recenzja tutaj.
5.  Odżywczy krem do rąk i paznokci Happy End Bielenda: Najlepszy krem do rąk, jaki do tej pory miałam! Spełnił wszelkie zapewnienia producenta (bynajmniej wiosną), a do tego przyjemnie pachniał! Jestem bardzo na TAK! Polecam! Recenzja tutaj.


Higiena:
6. Perfumy La Rive Have Fun: Ładny zapach w jeszcze ładniejszym opakowaniu i flakonie. Wydajny i tani. Szkoda, że taki nietrwały:( Z tego względu NIE kupię ponownie tej wersji. Recenzja tutaj.
7. Specjalistyczny płyn do higieny intymnej AA Intymna Pro (Fresh): Płyn, co okazał się być żelem i to specjalistycznym jedynie z nazwy. Pachniał pięknie i świeżo, co było olbrzymim zaskoczeniem jak na produkt do higieny intymnej. Jeszcze większym zaskoczeniem było wzmożenie upławów:( NIE kupię ponownie! Recenzja tutaj.


Tapeta:
8. Błyszczyk do ust AA: Napisy starły się już dawno, ale był to chyba "Rozświetlający błyszczyk do ust Księżycowy Pył AA Love&Kiss" :P Rozświetlał usta, ale na krótką chwilę:/ Nie wytrzymywał kontaktu z piciem.  Miałam go kilka lat (wiem, dobra jestem) i chyba trzymałam go jedynie z sentymentu. Postanowiłam go w końcu wyrzucić, bo mam kilka nowych błyszczyków, które chcę zużyć, a nie chcę, żeby spotkał je ten sam los przeterminowania :P Kiedyś kosztował ok. 10 zł. NIE kupię go ponownie. 
9. Maskara Rimmel Extra WoW Lash Extreme Black (003): Bardzo fajna maskara, która godnie zastępowała mi Essence Multi Action. Szczoteczka dobrze rozczesywała rzęsy. Tusz nadawał im głęboką czerń, trochę się osypywał i powoli schnął. Pod koniec żywota maskara zaczęła sklejać rzęsy i wydobywać różne grudki. MOŻE kupię ponownie w sytuacji braku laku. Recenzja tutaj.


Szpony:
10. Odżywka do paznokci Eveline Maksymalny Wzrost: Musiałam ją wyrzucić, bo najzwyczajniej zaschła. Starczyła mi na dwie kuracje. Za jakiś czas poświęcę jej osobną, bardzo długą recenzję. MOŻE kupię ponownie.
11. Tropikalny zmywacz do paznokci Missy: Ło matko, jaki to był bubel! Wysuszał płytkę, skórki, nie radził sobie ze zmywaniem ciemnych lakierów i brokatów, a jakby tego było mało, waliło nim na kilometr! :/ Co ciekawe, starczył mi na ponad 1,5 roku :D Nie, nie był aż tak wydajny - to ja tak rzadko malowałam pazury :P Zdecydowanie NIE kupię ponownie.


Gębula:
12. Maseczka aktywnie matująca Normativ: To był mój pierwszy raz z maseczką do twarzy i aż boję się sięgać po następną :P Za bardzo ściągnęła mi gębę, a dodatkowo swędziało :P W każdym razie, efekt matujący był wyczuwalny. Na razie jestem na NIE, ale posiadam jeszcze jeden egzemplarz, więc jest szansa na zmianę opinii.  

sobota, 1 czerwca 2013

Have fun!

Jakiś czas temu chciałam odpocząć od swoich ulubionych perfum i poszukać czegoś zupełnie innego. Będąc w jednym z hipermarketów, z ciekawości wąchałam zawartości flakoników, które swoim designem przykuły moje oczęta. A że był to okres oszczędzania na czym tylko się dało (ech... to były czasy :P), zainteresowałam się tańszymi zapachami. Gdy ujrzałam kartonik perfum Have Fun La Rive, czym prędzej wyciągnęłam z niego buteleczkę. Chciałam, żeby zapach mi się spodobał. Chciałam zabrać je ze sobą do domu. Chciałam nadal mieć dobre zdanie o produktach La Rive. W napięciu oczekiwałam na werdykt mojego nosa i... victoria! Wróciliśmy do domu we dwójkę.


Od producenta: Zapach dla młodych i szalonych kobiet, uwielbiających atmosferę nocnych klubów. Przywraca wspomnienia z letnich wieczorów. Cóż... młoda jestem (jeszcze), szalona (zdarza się), do nocnych klubów nie uczęszczam, a lata nie mogę się doczekać;) 

Opakowanie: 
Pudełko: Bardzo podobają mi się opakowania perfum La Rive. I choć nie lubię makulatury w przypadku kosmetyków, tak tutaj z żalem rozstaję się z tekturowymi pudełkami. Zapachowi Have Fun towarzyszy długowłosa piękność o kolorach niczym z Parady Równości:] Efekt twarzyczki jest zbliżony do trójwymiarowego. Taki mini hologramik, w którym odbija się nawet cień mojej łepetyny;> Co ciekawe, kartonik jest bardzo praktyczny. Flakonik nie wala się (jak to zazwyczaj bywa) po pudełku dzięki pewnemu trickowi. Takie małe wygięcia, a tak upraszczają żywot! :D 
Flakonik: Właściwie "flakon", bo jest duży, szklany i ciężki (standard w przypadku La Rive), przez co nie zabierałam go ze sobą w podróż (wyjątkiem była wyprawa ze sklepu do domu :P). Kształtem przypomina mi serce. Tym razem flakon jest spłaszczony, dzięki czemu wygodnie trzyma się go w dłoni. Pod koniec użytkowania zacięła się pompka (kolejny standard) :/ Kolorystyka flakonu również jest ciekawa - przechodzi od czerwieni poprzez fiolet do niebieskiego. Frajda jest większa, jak przystawia się go pod światło (najlepiej dzienne, przy oknie) :P 
Zapach: Bardzo przyjemny, kwiatowo-owocowy. Słodki, ale powiedziałabym, że z lekką nutką goryczy, gdyż w Love Dance (poprzednik, którego używałam i o którym możecie poczytać tutaj) wyczuwalna była tylko i wyłącznie słodycz. 

Na Have fun składają się: 
- nuta głowy: truskawka, czarna porzeczka, cytryna, jabłko i malina;
- nuta serca: piwonia, frezja, jaśmin i róża;
- nuta bazy: ambra, drzewo sandałowe i piżmo.

Dwukrotnie spotkałam się w sieci z porównaniami Have Fun do perfum Escada Moon Sparkle. Szczerze mówiąc, nie orientuję się jak pachną te drugie. W ogóle byłam zdziwiona, że damskie zapachy La Rive są podróbkami (nie obrażając polskiego producenta - tu też był szok, że jest to rodzima firma) perfum z wyższych półek. W sumie nie powinno mnie to dziwić, gdyż jedna ze znanych mi męskich wersji jest odpowiednikiem La Coste. Jeżeli coś pachnie podobnie, to po co przepłacać?;) Odpowiedź znajdziecie poniżej.

Trwałość: Wiedziałam, że zapachy La Rive nie należą do najtrwalszych, ale jednak zaczęło mi to przeszkadzać. Perfumy było czuć jedynie w trakcie aplikacji i do około godziny po. Mam świadomość, że za tak niską cenę nie mogę wymagać zbyt wiele, ale do jasnej ciasnej - dlaczego męski La Rive jest intensywniejszy i pachnie przez kilka godzin? Wrrrr :P Psikając się kilkakrotnie w ciągu dnia i nie ciesząc się aromatem zbyt długo postanowiłam, że daję sobie spokój z zapachami tej firmy (pewnie tylko do czasu, bo kusi mnie co najmniej jeszcze jedna wersja :P) i następnym razem zainwestuję w coś porządniejszego!

Wydajność: Starcza na bardzo długo. W końcu to prawie 1/10 litra perfum! :P 


Dostępność: Kaufland, Natura, Real, Rossmann,
Pojemność: 90 ml
Cena: 19,99 zł (w promocji; czasem można kupić jeszcze taniej, zwłaszcza w Kauflandzie)


Używałyście kiedyś zapachów La Rive? Jakie wersje podobały się Wam najbardziej?:)