Nie, nie usuwam bloga. Nie wygrałam miliona w totka. Nie uważam też, aby koniec weekendu majowego był powodem do szczęścia. "Szczęśliwym końcem" suchej skóry moich dłoni okazał się być odżywczy krem do rąk i paznokci Happy End Bielenda. Wygrałam go w lutowym rozdaniu u Patishq i bardzo cieszę się z tego faktu, bo inaczej przeszedłby koło mnie niezauważony.
Od producenta:
Opakowanie: Krem znajduje się w wysokiej i wąskiej plastikowej tubce z zakrętką "na klik". Dobrze trzyma się ją w dłoni, nie wyślizguje się. Opakowanie jest mocno pomarańczowe, przez co szybko przykuwa wzrok. Zarówno z przodu, jak i z tyłu, zostajemy zasypani informacjami na temat tego produktu. Zawsze odstrasza mnie taka ilość napisów, dlatego czytam je pobieżnie.
Zapach: Nie wiem czym pachnie ten krem, ale urzekł mnie jego zapach! Zanim jeszcze zaaplikowałam zawartość na dłoń, wiedziałam, że będę zadowolona z tego produktu. Zapach jest bardzo przyjemny, początkowo intensywny, ale zanika z czasem po rozprowadzeniu kremu na skórze. Do tej pory byłam wierna kremom z Czterech Pór Roku za piękne owocowe lub kwiatowe zapachy, ale jak się okazuje mój nos lubi też bliżej niezidentyfikowane zapaszki. Cały czas myślałam, że może tak pachnieć masło karite (shea), które jest w składzie produktu, ale doczytałam w sieci, że jest ono raczej bezwonne...
Kolor: Biały.
Konsystencja: Średniogęsta, tłusta. Na szczęście dobrze się ją rozprowadza, a do tego dosyć szybko się wchłania.
Działanie: Nie spodziewałam się, że ten niepozorny z wyglądu kremik okaże się strzałem w dziesiątkę (co prawda nie moim, ale Patishq :P)! Szkoda, że nie zaczęłam stosować go w zimie, bo jestem ciekawa jak poradziłby sobie z bardzo przesuszoną skórą dłoni. Obecnie nie mam aż tak suchej skóry, ale czasami staje się taka przy niższej temperaturze czy częstszym kontakcie z wodą lub detergentami. W każdym razie, krem działa świetnie! Faktycznie dobrze odżywia, wygładza i zmiękcza skórę. Nie wiem jak radzi sobie z regeneracją naskórka czy też podrażnieniami, ale jako zwykły krem do pielęgnacji i nawilżania spisuje się nieźle. Jak już wspomniałam, nie trzeba długo czekać na jego wchłonięcie, a przyjemny zapaszek bardzo umila tę czynność.
Wydajność: Kremu używam od miesiąca i została mi może 1/4 zawartości. Zdecydowanie znika szybciej niż kremy CPR, z którymi najczęściej miałam do czynienia. Podejrzewam, że jest to spowodowane lżejszą od nich konsystencją. Nie jestem jednak przekonana czy jest to jedynie zasługa konsystencji, bo właściwie kremów CPR używałam kilka razy w ciągu dnia, a starczały mi na dłużej. Niemniej jednak bardzo się cieszę, że maksymalna ilość aplikowania kremu na dłonie wynosi obecnie tylko dwa razy na dzień!:)
Dostępność: ? (Rossmann)
Pojemność: 75 ml
Cena: ? (ok. 6 zł)
Fakt wygrania recenzowanego produktu nie miał wpływu na moją opinię.