Tytuł posta zabrzmiał tak,
jakbyście za chwilę miały przeczytać moją głęboką refleksję na temat własnego
związku i całego żywota. Otóż nie :P W grudniu uśmiechnęło się do mnie blogerskie szczęście i to po części dzięki Mojemu Ukochanemu. Udało mi się
wygrać dwa konkursy, jedno rozdanie, a nawet otrzymać wyróżnienie, które miało
dla mnie chyba największe znaczenie. I zacznę właśnie od niego;)
Autorka bloga
Magiczny Domek
ogłosiła dwa przedświąteczne konkursy. Jako, że jeden z nich polegał na
przesłaniu zdjęcia własnej, przystrojonej już choinki, nie wzięłam w nim
udziału, ponieważ w moim domu choinkę ubiera się dopiero w Wigilię, czyli w
dniu ogłoszenia wyników owego konkursu. Postanowiłam za to zmierzyć swoje siły
w drugim konkursie, gdzie zadanie polegało na przesłaniu zdjęcia „najpiękniej
zapakowanego artystycznie prezentu dla swoich bliskich”. Uwielbiam pakować
prezenty, zawsze sprawia mi to dużo frajdy, więc była to również świetna okazja
do zaprezentowania swoich umiejętności, jakiekolwiek by one nie były na tle
innych uczestników. Zupełnie nie chodziło mi o nagrodę, ale o „sprawdzenie
się”. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wielkiego szoku doznałam, gdy
przeczytałam na stronie z wynikami, że otrzymałam wyróżnienie i zobaczyłam
swoje foto w „galerii” :O Jestem z siebie dumna, a co! :D Moją i innych pracę
możecie obejrzeć
tutaj.
Następnie, (choć
niechronologicznie) wygrałam urodzinowe rozdanie u
Milomanii. Otrzymałam zestaw
kosmetyków z firmy Pierre Rene, z którą, szczerze mówiąc, do tej pory się nie spotkałam. Tyle kolorówki na raz dla amatorki makijażu to +100 do radochy, tym
bardziej, że podczas ostatnich promocji -40% zastanawiała się nad jakąś paletką
cieni i drugim podkładem :D Żeby było śmieszniej, choć zestawy były przydzielane losowo, dostałam akurat te odcienie, które chciałam :P W kopercie znalazłam też krótki liścik, którego nie
zamieściłam na zdjęciu z wiadomego, myślę, powodu;)

No dobra, a gdzie w tym wszystkim
tytułowy Ukochany?;> Otóż, gdy przyjechał do mnie w pewien weekend i podczas
wspólnej jazdy autobusem zapytał, co będziemy w ów dzień robić, usłyszał, że
pomoże mi przy dwóch konkursach. Oczywiście sama doskonale bym sobie poradziła,
ale ciiii…., niech Ukochany też ma coś z życia :P Zaczęliśmy od konkursu u
Mellody, gdzie nagroda była nie byle jaka, bo dowolnie wybrana świeca z Yankee
Candle w rozmiarze średnim. Wiadomo, nie ma nic za darmo, dlatego trzeba było
napisać krótką rymowankę o owym zapachu. Zdecydowaliśmy się wspólnie z Moim
Ukochanym na Christmas Cookie (no dobra, trochę musiałam przeforsować ten
pomysł :P) i zaczęliśmy czekać na wenę. Przyszła na drugi dzień :P Nie dość, że
udało się nam wygrać ciasteczkową świecę (która pachnie bosko i którą, niestety, zdążyłam już w połowie wypalić...), to otrzymaliśmy jeszcze przepiękną świąteczną
karteczkę z kilkoma miłymi słowami oraz wosk Vanilla Chai.


Co najśmieszniejsze,
tydzień wcześniej zakupiłam m.in. wosk o tym samym zapachu na
mikołajkowo-świąteczny prezent dla Mojego Ukochanego i gdy go rozpaliliśmy,
spodobał mi się na tyle, że chciałam kupić kolejny egzemplarz dla siebie.
Mellody mnie w tym ubiegła;) Wygraną rymowankę (jak i pozostałe) możecie
odczytać
tutaj, choć przyznam się Wam, że nadal czuję się niezręcznie, gdy
czytam drugi wers :P
I na koniec największy smaczek
(nie umniejszając oczywiście pozostałych wygranych;)). Do końca nie wiedziałam,
czy wezmę udział w konkursie u
Puszki, w którym do wygrania były sztuczne
paznokcie z namalowanym przez autorkę „wzorem”, jaki tylko mogłybyśmy sobie
wymarzyć. No bo… nigdy nie nosiłam sztucznych paznokci i pewnie bym coś
spartoliła przy ich przyklejaniu, a poza tym wtedy dopiero co zaczęłam kolejną
już kurację odżywczą dla moich paznokci. Jednak, jako, że Puszka liczyła na mój
udział, a poza tym (może jeszcze o tym nie wie :D) jest moim paznokciowym guru
w kwestii kreatywnych, a zarazem pięknych mani, to nie mogłam jej odmówić. Mój
Ukochany podsunął mi pomysł, którego uzasadnienie możecie przeczytać
tutaj.
Kiedy przeczytałam o wygranej, spodziewałam się, że dostanę same paznokcie.
Kiedy otrzymałam paczkę, micha cieszyła mi się przez cały dzień (tym bardziej,
że w ten sam dzień odebrałam paczkę od Mellody, więc to już w ogóle +200 do
radochy :D), bo wyłoniły się z niej jeszcze inne paznokciowe cudeńka (+ karteczka z kilkoma ciepłymi słowami;)).


Dostałam niemalże gorączki, jak
zobaczyłam naklejki wodne, których zakup planowałam zaraz po zakończeniu
paznokciowej kuracji (w tym celu zakupiłam nawet biały lakier :P). Pozostałe
„elementy” nagrody wykorzystam, jak tylko wymyślę dla nich dobre przeznaczenie,
a póki co, to już mogę napisać, że lakier zrobił u mnie taką furorę, że stosuję
go na wierzch za każdym razem, gdy pomaluję sobie pazury jakimś kolorkiem :D
Kiedy już pozachwycałam się
wyciągniętymi zdobyczami, wróciłam do miejsca, gdzie leżała koperta, żeby
obczaić główną nagrodę i zastałam taki o to widok:
Jak już Łobuzy skończyły bawić
się w „taczkę”, to zabrały się za zapasy…
Dalej musiałam być świadkiem
awantury pt. „To moje mani!”
Kiedy Łobuzy się już natłukły,
powybijały sobie wszystkie zęby itd., zgodziły się w ramach rozejmu
zaprezentować wspólnie puszkowe dzieło:
Puszko, powiem jedno: jestem pod
wielkim wrażeniem! Zresztą, jak zawsze…;)
Wszystkim Dziewczynom jeszcze raz
dziękuję za otrzymane nagrody!:*:)