czwartek, 28 listopada 2013

Październikowe Newsy 2013

W zeszłym miesiącu moje zbiory kosmetyczne zasiliły się o kilka produktów, oczywiście w większej mierze nieplanowanych, ale kto by się tym szczególnie przejmował :P 

Na początku skusiłam się na ofertę Stonki:
1. Płyn micelarny BeBeauty (400 ml)
2. Szampon do włosów DeBa
Następnie, jakimś trafem zahaczyłam o Rossa:
3. Płyn micelarny L'Oreal Ideal soft
4. Żel pod prysznic Lirene soczyste winogrona
5. Mydło do rąk Isana hibiskus&trawa cytrynowa
Pod koniec miesiąca również coś mnie tam zaciągnęło, a przy okazji do Drogerii Polskich:
6. Odżywka do włosów w sprayu Isana
7. Żel do mycia twarzy Synergen
8. Chusteczki odświeżające Alouette
9. Odżywka do paznokci Eveline
Dodatkowo dostałam od Mojego Ukochanego takie oto dwie nagrody za specjalne zasługi (:D):
10. Woda perfumowana La Rive Spring Lady
11. Sól kąpielowa z Morza Martwego DermaSel SPA

Znacie te kosmetyki? Lubicie?:)

środa, 27 listopada 2013

Październikowy Garbage 2013

Długo zwlekałam z dodaniem październikowych zużyć, ponieważ chciałam uprzednio zrecenzować kilka kosmetyków. Niestety, cały czas odczuwam skutki miesięcznej przerwy w blogowaniu i nadal mam spore zaległości w pisaniu postów:/ Cóż, kolejny miesiąc już się kończy, puste opakowania walają się po pokoju, więc czas najwyższy na przedstawienie zawartości mojego garbage’u.
No to zaczynamy. Niestety, będzie to zdjęciowy misz-masz, ponieważ w październiku musiałam się niespodziewanie przeprowadzić i wiecie, nie chciałam zabierać ze sobą śmieci :P Produkty z tego okresu znajdują się na pierwszym zdjęciu:
1. Płyn micelarny BeBeauty:  To już moje trzecie zużyte opakowanie. Może w końcu osławiony micel z Biedry doczeka się osobnej recenzji :P Kupiłam ponownie.
2. Oczyszczający żel do mycia twarzy Normativ Dermedic z serii matującej: Tak bardzo oczyszczał skórę twarzy, że aż czułam jak jest ściągnięta na policzkach:/ Nie należał do najwydajniejszych. Mimo wszystko, nawet się z nim polubiłam, bo miał fajny efekt matujący. Być może kiedyś go sobie kupię. Recenzja tutaj.
3. Żel pod prysznic Balea Fiji Passionfruit: Nie kupię ponownie. Recenzja wkrótce.
4. Odświeżająca sól do kąpieli BeBeauty trawa cytrynowa i bambus: recenzja tej soli na pewno kiedyś pojawi się na moim blogu, ponieważ kupiłam kolejne opakowanie:)
5. Krem odżywczo-regenerujący zapobiegający pękaniu pięt Delia Good Foot: Fajny, delikatny krem do stóp, który zmiękczył ich skórę. Być może kupię go ponownie, ale tylko w lecie :P Recenzja tutaj.
6. Żel do higieny intymnej Pliva Fem B: Dobry żel w dziwnym, aczkolwiek praktycznym opakowaniu. Bardzo wydajny. Niestety, mała pojemność a wysoka cena:/ Być może kupię ponownie (jeśli będzie taka potrzeba). Recenzja tutaj.

Produkty z drugiego zdjęcia zużyłam już na nowym mieszkaniu:
7. Żel pod prysznic Fa Pink Passion: Nie wrócę do tego żelu. Recenzja wkrótce.
8. Antyperspirant Dusch das magnolia: edit: Tani antyperspirant dostępny w Niemczech albo w sklepach z chemią niemiecką. Pozostawiał talk pod pachami, nie wspominając o tym, jaka ilość talku kumulowała się w powietrzu po aplikacji. Pachniał przyjemnie i delikatnie, ale zapewniał średnią ochronę. Nie kupię ponownie tej wersji.
9. Woda termalna Vichy (50g): Kolejna zużyta buteleczka. Lubię tę wodę. Tym razem oprócz odświeżenia twarzy w lecie, używałam jej również przed nałożeniem kremu oraz w celu ukojenia podrażnionej skóry. Spisała się za każdym razem. Posiadam już kolejne opakowanie:)
10. Krem ochronny z witaminą A Alantan dermoline: Recenzja wkrótce (planuję post zbiorczy). Nie wiem czy kupię ponownie.
11. Regenerujący krem do rąk Verona zielona herbata & limonka: Nie kupię ponownie. Recenzja wkrótce.
12. Chusteczki nawilżane Alouette (25 sztuk): Być może pojawi się ich recenzja na blogu, ponieważ kupiłam kolejne opakowanie.

A teraz czas na kolorówkowe wyrzutki i bubla: 
13. Lakier do paznokci Constance Carroll (Electric blue 24): Jest to mój pierwszy lakier ever :P Kupiłam go zafascynowana kolorem, jaki nosiła ówcześnie na paznokciach Marcysia ze „Złotopolskich” :P Użyłam go może ze dwa razy i poszedł w odstawkę na jakieś 15 lat. Really^^ Myślę, że właściwości ma niezłe, bo do dzisiaj nie zgęstniał, aczkolwiek bałabym się go teraz nakładać na pazury :P No dobra, jest mi wstyd, ale trzymałam go z sentymentu :P Jestem ciekawa, czy któraś z Was w ogóle pamięta te firmę :P A jeszcze bardziej jestem ciekawa, czy ktoś pobił mój rekord ;> Nie kupię ponownie, bo pewnie już go nie produkują :P
14. Podkład w musie TruBlend (405): Jest to produkt zagraniczny. Nie podpasował mojej babci, więc dała go mojej mamie, a potem trafił do mnie :P Używałam go kilka lat temu jako korektora na wypryski. Pamiętam, że był dla mnie za jasny. Nadal pachnie truflami :P Wywalam go, bo był otwarty już kilka lat. Jak się brać za porządki, to porządnie :P Nie wróciłabym do tego produktu.
15. Korektor Almay (Light 01): Produkt również niedostępny w Polsce. Również dostałam go od babci i również był dla mnie za jasny. Szkoda, że aplikator nie miał gąbeczki, bo praktycznie rysowało się nim po twarzy:/ Nie wróciłabym do tego produktu.
16. Eyeliner w płynie Bell Glam night: Miała być osobna recenzja, ale uwierzcie, nie miałam do tego bubla najmniejszej cierpliwości. Kupiłam go rok temu w Biedronce. Nie wiem, co z tym produktem było nie tak, ale w buteleczce cały czas był mokry, a jak nakładało się go na powiekę, to w połowie kreski zasychał. I tak za każdym razem. Eyeliner był zapakowany w kartonik, więc teoretycznie powinien nadawać się do użytku. Pomimo wielu prób, ani razu nie udało mi się narysować jednej porządnej kreski. Bubel przez duże B! Nie kupię ponownie. 

środa, 20 listopada 2013

Inwestycja w higienę intymną

Przy okazji recenzowania jednego z produktów do higieny intymnej, o którym wydałam niepochlebną opinię (tutaj), napomknęłam o swoich problemach z upławami. Z pomocą przyszła mi Nimva, która poleciła użycie pewnego żelu. Długo wahałam się nad jego zakupem, bo za tę cenę mogłabym kupić sobie 10 sztuk mojego ulubionego żelu ze Stonki. Jako, że w tamtym czasie mój problem nasilił się, postanowiłam jednak zainwestować w żel do higieny intymnej Pliva Fem B. Czy była to udana inwestycja?
 Od producenta:
Opakowanie: Zacznę od tego, że produkt znajdował się w kartonowym opakowaniu. W środku znajdowała się ulotka i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że informacje w niej zawarte w minimalnym stopniu różniły się od tych, umieszczonych na pudełku. Była to kwestia dodania lub odjęcia kilku wyrazów, czy też przestawienia szyku zdania, ale jednak nie spodobało mi się to.
Sam żel znajduje się w dużym pojemniku, wykonanym z bardzo mocnego plastiku. Zatyczka (słowo „zakrętka” jakoś mi tu nie pasuje, gdyż nie można nią obracać :P) jest równie duża i potrzeba użyć większej siły, żeby ją zdjąć. Taka zatyczka jest dobrym rozwiązaniem, gdyż po pierwsze – jest to higieniczne, po drugie – mam pewność, że zawartość nie wydostanie się poza opakowanie, a co się z tym wiąże, czyli po trzecie – produkt można spokojnie zabierać ze sobą w podróż.
Minusem jest na pewno nieprzezroczystość plastiku. Przy tak małej pojemności wolałabym widzieć, kiedy zawartość dosięga dna.
Pojemnik posiada dosyć nietypową pompkę, której nie da się odkręcić. Mimo, że nic przy niej nie grzebałam, to trochę obawiałam się ją przyciskać, bo producent mnie nastraszył przy ostatnim zdaniu (:P):
Na szczęście, pompka nie zacięła się ani razu, mimo że trzeba było mocniej ją przyciskać, aby wydobyć zawartość. Otwór dozownika jest malutki, ale nie stanowi to najmniejszego problemu. Dodam nawet, że okazał się dużą zaletą, gdyż dzięki temu nie marnowałam żelu (myślę, że kwestia zużywania produktu miała też związek z jego konsystencją i wydajnością). Co do samej pompki, prezentuje się ona tak:

Yyy… odkąd stwierdziłyśmy z Hexxaną, że przypomina nam męskie przyrodzenie, to jakoś dziwnie mi się jej używało :P

Konsystencja: Dość gęsta.
Kolor: Niebieski.

Zapach: Delikatny, ale jakoś szczególnie nie zwracał mojej uwagi. Kojarzył mi się z zapachem wspomnianej Intimei ze Stonki.

Wydajność: I tutaj nastąpił szok! Jak na 100 ml żelu, starczył mi on na 1,5-2 miesiące regularnego stosowania.

Moja opinia: Pomimo ceny nastawiłam się do tego żelu pozytywnie i tak też go odbierałam przez cały okres użytkowania. Bardzo podobała mi się konsystencja, dzięki czemu produkt okazał się być bardzo wydajny jak na tak małą pojemność. Najbardziej jednak przypadło mi do gustu opakowanie, mimo wiadomych skojarzeń :P Co do samego działania: z takich podstawowych kwestii, to żel mnie nie podrażnił i nie wysuszył miejsc intymnych, czyli ogólnie nie wyrządził tam żadnej krzywdy. Czy zmniejszył upławy? Ciężko mi to ocenić, ponieważ używałam go w czasie, w którym nie przejawiałam jakiejś nadmiernej aktywności fizycznej (spędzanie wakacji w domu :P), a zazwyczaj wtedy nasilają się u mnie upławy. Na pewno ten żel nie zwiększył ich ilości, co już było dla mnie na plus (w porównaniu z beznadziejnym „specjalistycznym” produktem z AA). A czy zmniejszył? Musiałabym go dłużej poużywać, co wiązałoby się oczywiście z zakupem kolejnego opakowania, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Póki co to nie nastąpi, ponieważ szkoda mi trzech dych na produkt, który tak na dobrą sprawę ma podobne działanie do żelu ze Stonki, do którego znowu powróciłam (tyle, że w nowej wersji). Jedno, co jest pewne – jeżeli problem (nie daj Boże!) znowu się pojawi, to wtedy i ja znowu zainwestuję pieniądze w Plivę fem. Jedyne, nad czym będę się wtedy zastanawiać, to wybór pomiędzy literką B a F.

Skład: 
Dostępność: apteki
Pojemność: 100 ml
Cena: 29,72 zł 

Znacie Plivę fem B lub F? Jakie macie o niej zdanie?

czwartek, 14 listopada 2013

Misz-masz do pielęgnacji stóp

Jeszcze nigdy nie dbałam o swoje stopy tak, jak w minionym półroczu. Zeszłej zimy, a potem jeszcze długo wiosną chodziłam (niemądra ja!:[) w bardzo nieodpowiednim obuwiu (początkowo krzywe podeszwy, a później zajechane na maxa), co bardzo odbiło się na stanie moich pięt! Byłam zrozpaczona, bo moja skóra w tym miejscu była tak zrogowaciała, że każde postawienie stóp na podłożu i robienie kroków na kilku/kilkunasto kilometrowej trasie dziennie przyprawiało mnie o niesamowity ból:( Powiedziałam sobie, że dalej tak być nie może i któregoś dnia wstąpiłam do Rossa w poszukiwaniu ratunku. Szukałam, przeglądałam, czytałam, macałam niemalże każdą tubkę kremu do stóp, aby wybrać dla siebie ten odpowiedni. Spędziłam przed regałem z dobre pół godziny aż wyczuwalny na plecach oddech ochroniarza przyspieszył mój wybór. Zdecydowałam się na krem odżywczo-regenerujący zapobiegający pękaniu pięt Delia Good Foot. Dziwny był to wybór, bo przecież pękniętych pięt nie miałam i równocześnie się na to nie zanosiło. Dopiero na odwrocie opakowania doczytałam, że polecany jest on również przy złuszczonych i zrogowaciałych piętach, a nawet do pielęgnacji całej skóry stóp. Taki misz-masz. I mimo, iż mówi się, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, to postanowiłam dać mu szansę.


Od producenta: 


Opakowanie: Krem znajduje się w wysokiej, plastikowej tubce. Posiada okrągłą zakrętkę, która niejednokrotnie turla się po podłodze:/ Samo opakowanie, na szczęście, nie wyślizguje się z dłoni, ponieważ plastik jest dosyć matowy. Tubka utrzymana jest w biało-zielono-czerwonej kolorystyce, która, moim zdaniem, fajnie się ze sobą komponuje. Niestety, ilość napisów z przodu, a tym bardziej z tyłu, przeraża mnie do dzisiaj. Na etykiecie znajdziemy też rysunek śladu stóp, dzięki czemu łatwiej jest skojarzyć, że krem ten ma zastosowanie do stóp, a nie np. do dłoni :P To tak, gdyby ktoś miał problem z odróżnianiem opakowań;)

Teraz UWAGA, ważna informacja! Producent zmienił design opakowania (jak i całej serii produktów do stóp), więc krem prezentuje się obecnie tak:
Źródło
Myślę, że zmiana jest jak najbardziej na plus, gdyż neonowa (! :D) tubka zdecydowanie wyróżnia się na tle innych kosmetyków do stóp, które znajdują się na drogeryjnych półkach. Chwała producentowi za zmianę zakrętki na zatrzaskową, ale za ponowny brak minimalizmu w treści należą się mu już baty, bo stworzył jeszcze większy chaos!
Z tego, co zauważyłam w Rossmannie, zmiana musiała nastąpić całkiem niedawno, gdyż na tej samej półce stoi jeszcze stara wersja opakowania, czyli ta, którą posiadam.

Konsystencja: Lekka, łatwa w aplikacji, szybko się wchłania.
Wiem, że to nie jest krem do rąk, ale nie będę publicznie prezentować swojego "platfusa" :P
Kolor: Biały.

Zapach: Miętowy;)

Działanie: Zacznę od najważniejszego - zrogowaciała skóra na moich stopach to już przeszłość!:) Pies pogrzebany jest natomiast w tym, że nie wiem czy obecny stan moich stóp jest skutkiem dobroczynności kremu, czy też wyrzucenia na śmietnik zajechanych do ostatniego wolnego miejsca w podeszwie butów… Kiedy posiadałam jeszcze wspomniane obuwie a używałam już kremu, moja skóra była jedynie zmiękczona. Oczywiście dodatkowo moczyłam stopy w misce z rozpuszczoną solą w wodzie, stosowałam peeling i używałam pumekso-tarki, co za pewne miało korzystny wpływ na całokształt. Jednak z tych wszystkich sposobów najczęściej korzystałam z kremu i dlatego śmiem twierdzić, że jeśli nie przyczynił się on w bardzo dużym stopniu do poprawy stanu moich pięt, to na pewno zrobił to w dużym stopniu! Skóra stóp, a szczególnie pięt, jest do dzisiaj miękka, gładka i rzeczywiście odżywiona. Tak, jak napisałam przy konsystencji, krem szybciutko się wchłaniał przy niewielkiej ilości. Kiedy potrzebowałam większej regeneracji, nakładałam grubszą warstwę na stopy i zakładałam na noc skarpety, więc nie zwracałam uwagi na czas wchłonięcia, ale czułam, że nie trwało to jakoś nadmiernie długo. Nie wiem czy krem sprawdza się przy obfitym złuszczeniu i pękaniu skóry stóp, bo ja nie miałam w tej kwestii problemów. Jeśli chodzi o rogowacenie, to myślę, że nie jest to krem-cudak, dzięki któremu Wasze stopy w jedną noc staną się tak mięciutkie jak stópki niemowlaka, ale być może pomoże on Wam w doprowadzeniu ich do przyzwoitego stanu. Jeżeli nie macie problemów ze skórą stóp, to jeszcze bardziej Wam go polecam do codziennej pielęgnacji. Na koniec warto wspomnieć, że nie dość, iż krem ładnie (bo miętowo!:)) pachnie, to jeszcze daje porządny (choć krótkotrwały – na szczęście (!), bo ja jestem strasznym zmarźluchem, zwłaszcza „stopowym” :P) i całkiem zabawny efekt ochłodzenia! :P Z tego powodu polecałabym go stosować jedynie w lecie;)

Wydajność: Przyznam, że aplikowałam krem dosyć nieregularnie (czasami codziennie a czasami raz na 1-2 tygodnie), ale mimo to, myślę, że jego wydajność jest dobra, zwłaszcza, że nie trzeba nakładać dużej warstwy kremu na stopy.

Skład:

Dostępność: Rossmann
Pojemność: 100 ml
Cena: 6,29 zł


Znacie ten krem? Dbacie o swoje stopy regularnie? A może w ogóle nie macie z nimi problemów?:)

poniedziałek, 11 listopada 2013

1 year ago...

Choć dzień powoli dobiega końca, nie mogę o tym nie napisać. 11 listopada kojarzy się Polakom przede wszystkim ze świętem narodowym, a dla mnie ta data ma podwójne znaczenie. To właśnie rok temu pojawił się na moim blogu pierwszy post! Z racji mojego słomianego zapału, nie sądziłam, że blog przetrwa tyle czasu. A jednak!;)
Mogłabym pisać wiele na temat tego, co dało mi prowadzenie kosmetycznego bloga i czy wpłynęło to na zmianę mojego życia, ale może kiedyś jeszcze o tym napiszę. Dzisiaj chcę podziękować wszystkim tym, którzy są ze mną od samego początku, jak również tym, którzy dołączyli do mnie w ostatnim czasie. Chociaż czasami zupełnie nie mam weny do dodania nowego posta lub własne życie zmusza mnie do zrobienia dłuższej przerwy od blogowania, to właśnie dzięki Wam chce mi się tu wracać i nadal pisać o kosmetykach. Dziękuję, że tu zaglądacie i komentujecie!:*

Czas na najważniejsze mini statystyki (możecie to pominąć :P), żebym za rok mogła zrobić porównanie dla samej siebie;)

Przez pierwszy rok:
Źródło
Napisałam 106 postów.
Dołączyło do mnie 105 obserwatorów.
Mojego bloga wyświetlano 19155 razy.

A już niedługo pojawi się post z najśmieszniejszymi hasłami, dzięki którym trafialiście na mojego bloga :D