Wczoraj pokazałam Wam sierpniowy Garbage, a dzisiaj przedstawiam
równie mocno opóźnione sierpniowe Newsy. Dorwałam się do cywilizacji, więc i
zakupy były większe niż w czerwcu czy lipcu. Były tak kolorowe, że nie mogłam
się na nie napatrzeć przez parę dni :P Trochę potrzeb, trochę zachciewajek – zapasy
porobione;)
Na początku Rossmann i Biedronka:
1. Płyn do kąpieli Luksja Lemon Pie 2. Pianka do golenia Isana aloes 3. Perfumy Puma Jamaica 4. Maszynki do golenia BeBeauty |
Potem była wizyta w Niemczech i zakupy w kilku marketach:
A na koniec…
Tak, tak, dobrze widzicie, byłam w DM. Chociaż zdjęcia
miałam gotowe już miesiąc temu, cały czas zwlekałam z dodaniem tego posta.
Wahałam się czy napisać o tym, co cały czas we mnie siedzi, ale jednak postanowiłam podzielić
się z Wami moimi przemyśleniami. Gdybym w przyszłości pisała o Balea czy Alverde
bez dzisiejszego wywodu, to byłoby to sprzeczne z moimi odczuciami, bo na moim
blogu nie ma miejsca dla recenzji pisanych pod publiczkę czy pomijania treści w
obawie przed tym, że ktoś się ze mną nie zgodzi.
Zacznę od tego, że wizyta w DM nie była zakupami mojego
życia czy też spełnieniem moich największych marzeń. Owszem, chciałam tam
pojechać, ale wiecie, nie dałabym się za to pokroić. Miałam kilka podejść do
wybrania się do niemieckiego DM, ale za każdym razem plany się krzyżowały. W
końcu, kiedy udało mi się przybyć na miejsce, okazało się, że drogeria znajduje
się w centrum miasta, wszędzie były parkometry a przy wejściu nie było nawet cm
wolnego miejsca, żeby zaparkować. Ze względu na te utrudnienia, musiałam zrobić
błyskawiczne zakupy, bo atmosfera w samochodzie była napięta:] W DM byłam
może…hmm… niecałe 10 minut, razem ze staniem w kolejce? Na szczęście, wcześniej
przygotowałam sobie listę zakupów, więc przebiegło to w miarę sprawnie. Ale w
sumie, nie w tym rzecz…
Jasne, cieszyłam się z każdego kosmetyku, bo ładnie
wyglądały i pachniały, no i najważniejsze, jak mi się wydawało, w końcu była to
„ta Balea”. Myślałam, że nie przestanę się nimi jarać jak małe dziecko, a tu
zonk, po jakimś czasie entuzjazm mi opadł…
Wcześniej, jak zaczął się na blogach szał na punkcie produktów z DM,
sama zaczęłam się nakręcać. Zazdrościłam innym dziewczynom, że mają do nich stały dostęp i nie ukrywałam tego w swoich komentarzach (oczywiście miały one
pozytywny wydźwięk, żeby nie było :P). Wiedziałam, że można kupić je online, ale
ja nie cierpię płacić za przesyłkę, dlatego się wstrzymywałam. No i wiecie, tak
to trwało miesiącami, na wielu blogach co rusz pojawiał się jakiś kosmetyk
firmy Balea i do każdego posta starałam się zaglądać, nawet tylko po to by nacieszyć
swoje oczy kolorowymi opakowaniami. Prawie wszystkie recenzje wychwalały Baleę
(odmienia się to w ogóle?) pod niebiosa, więc spodziewałam się fajerwerków.
Kiedy dowiedziałam się, że jednak pojadę do tego DM, przestałam biadolić, że
nie mam do nich fizycznego dostępu i pisałam w komentarzach, że może niedługo i
ja będę miała okazję je przetestować.
Jak je już nabyłam, trochę poużywałam, stwierdziłam, że dupy
nie urywają. Owszem, kosmetyki mają dużo zalet, ale nie są to produkty idealne,
więc zaczęłam się zastanawiać, skąd ten cały szał? Nie chcę, żebyście mnie źle
zrozumiały, że chcę Was jakoś negatywnie nastawić do Balea czy Alverde, raczej zachęcam
Was do refleksji. Czy to, że kosmetyk ma kolorowe opakowanie, ładnie pachnie i
jest tani, musi sprawiać, że ślinimy się do monitora na jego widok i jesteśmy w
stanie zrobić dla niego wszystko? Przecież to TYLKO kosmetyk…
Tutaj też jest kwestia rozdań z produktami Balea. Sama biorę
w nich udział i nie uważam, że jest to coś złego. Szlag mnie jednak trafia,
kiedy widzę, że produkty DM stają się kartą przetargową do zyskania mnóstwa
obserwatorów w bardzo krótkim czasie. Na temat rozdań, nagród i obserwatorów
mogłabym napisać wiele, ale teraz to pominę. W każdym razie, mam na myśli
blogerki początkujące, które ledwie napisały dwa posty, a już organizują
rozdanie z produktami Balea. No do cholery jasnej, czy w blogowaniu nie chodzi
o to, aby czerpać z tego radość, dzielić się swoimi opiniami z innymi i
zyskiwać obserwatorów dzięki temu, co się pisze? Tak jak napisałam, sama biorę
udział w różnych rozdaniach, nawet jak jest Balea (choć w tym przypadku już
rzadziej), ale zawsze najpierw sprawdzam, co to jest za blog, kiedy został
założony oraz co sobą i swoimi postami reprezentuje dana blogerka. Dla mnie
akurat ma to olbrzymie znaczenie i nie wezmę udziału w konkursie, jeśli ktoś,
za przeproszeniem, pieprzy farmazony na swoim „blogasku”. Do dziś wspominam
pewne rozdanie z Balea. Kiedy zauważyłam baner z ok. 20. produktami tej firmy,
nie mogłam uwierzyć, że ktoś z własnej woli chce się nimi podzielić jedynie za
obserwację bloga. Potem zorientowałam się, że jest to świeży blog i na znak
protestu (:]) nie wzięłam w nim udziału. Być może któraś z Was brała w nim
udział, ale mam nadzieję, że nie poczujecie się tym dotknięte. Moje zdziwienie
na temat ilości nagród zmalało, kiedy zobaczyłam, że do rozdania zgłosiło się
ok. 300 osób! I wiecie co, wcale nie zazdrościłam tym osobom, prędzej byłam
zażenowana. Po jakimś czasie z czyjegoś bloga dowiedziałam się, że to całe
rozdanie było jedną wielką ściemą. Dziewczyna „pożyczyła” sobie czyjś baner ze
starego rozdania (w ogóle „pożyczała” sobie też inne posty, ale mniejsza o to)
i zrobiła setki ludzi w konia:]
Suma sumarum, teraz jak patrzę na posty z produktami DM,
automatycznie mnie odrzuca. Nie mówię, że z powodu samych kosmetyków, bo jestem
pewna, że jeszcze nie raz wybiorę się do DM i sama będę je kupować, ale z
powodu tych wszystkich „ochów” i „achów”. Jak nie miałam dostępu do Balea, to
biadoliłam, a jak już pojechałam do DM, to czar prysł. Hmm... a może w tym wszystkim
chodzi o to, żeby „gonić króliczka”?
Ps. Melonowy żel do rąk oraz masło do ciała lądują w
zakładce "Sprzedam/wymienię" – nie spodobał mi się zapach, ale może ktoś taki
lubi;)