Trochę zwlekałam z opublikowaniem
dwumiesięcznego denka, ponieważ wrześniowa aura utrudniała zrobienie dobrze oświetlonych zdjęć. Kiedy już udało się sfotografować pustaki,
zdałam sobie sprawę, że tylko do dwóch z nich mogłabym podlinkować Wam recenzję,
więc najpierw postanowiłam nadrobić kilka zaległości.
Lipcowo-sierpniowe zużycia
pozytywnie mnie zaskoczyły! W poprzednim denku pisałam, że po publikacji
pustaków mija trochę czasu zanim znowu wrzucę coś do swojej „śmieciowej” torby.
Tym razem było inaczej! Kosmetyki kończyły się jak szalone, zdarzało się, że
nawet po kilka dziennie. Regularność używania kosmetyków jak widać popłaca, a
ja jestem z siebie mega dumna! :D
Ledżenda:
produkt, do którego z chęcią
powrócę
produkt, do którego nie wiem
czy powrócę
produkt, do którego nie powrócę
1. Suchy szampon Batiste original: Pachniał świeżo, cytrynowo.
Zdecydowanie lepiej i na dłużej odświeżał włosy niż wersja cherry. Niestety,
strasznie swędział mnie po nim skalp, więc jeszcze tego samego dnia i tak
musiałam umyć głowę.
2. Maska do włosów Kallos Silk: To moja pierwsza maska do włosów i
jakże idealna! Włosy były po niej gładkie, lśniące i sypkie. Pachniała
przyjemnie, owocowo. Pod koniec zawartości trochę słabiej działała, ale nadal
było widać jej pozytywne efekty.
Recenzja.
3. Matujący płyn micelarny BeBeauty: Standardowo zużyłam go do
demakijażu twarzy z podkładu. Szkoda tylko, że duża pojemność pojawia się
sezonowo.
4. Płyn micelarny Rival de Loop: Pierwsze użycie było „wow”, ale potem zaczął szczypać i
podrażniać moje oczy. Do tego nie radził sobie dokładnie z ciemniejszą maskarą.
5. Płyn dwufazowy Rival de Loop: Chyba znalazłam ideał! Tutaj
pierwsze użycie również było „wow”, ale w porównaniu do poprzednika, uczucie satysfakcji towarzyszyło mi do samego dna produktu. Płyn
błyskawicznie domywał wszystko z oczu i nie podrażniał ich! Już nie mogę się
doczekać, kiedy zużyję swoje demakijażowe zapasy i będę mogła sięgnąć po niego
ponownie!
6. Żel myjący normalizujący na dzień/na noc Ziaja liście
manuka: Posiadał wygodną w użyciu pompkę. Miał mydlany i intensywny zapach, co
mi nie odpowiadało. Dobrze się pienił i dobrze oczyszczał skórę, ale po jego
użyciu cera była trochę „ściągnięta”. Na szczęście nie wywołał podrażnień ani
wysypu niedoskonałości. Recenzja.
7. Żel pod prysznic Alverde mięta & bergamotka: Mam mieszane
uczucia. Konsystencja żelu była rzadka i słabo się pieniła. Pachniał bardzo
chemicznie – w butelce bardzo intensywnie, a podczas aplikacji delikatnie. Nie posiadał
właściwości nawilżających, ale też nie uczulił skóry.
8. Żel pod prysznic Oceania trawa cytrynowa: Niesamowity
produkt za niecałe 3 złocisze! Sprawdził się idealnie podczas upałów. Miał
orzeźwiający zapach (wiadomo, trawa cytrynowa <3), gęstą konsystencję i
dobrze się pienił. Jedynym jego minusem jest sezonowość:(
9. Balsam do ciała Bath&Body Works midnight pomegranate: Totalna
pomyłka! Nic mi się w nim nie podobało począwszy od zakrętki, poprzez
konsystencję, intensywny zapach, cenę, aż po działanie pielęgnacyjne, a raczej
jego brak. Nie mogłam przemóc się do jego używania, więc odstawiłam go na kilka
miesięcy. Gdy postanowiłam do niego wrócić, okazało się, że akurat stracił
swoją ważność. Nie chciałam go wyrzucać, więc zużyłam go pod prysznicem,
powiedzmy jako „balsam pod prysznic”, ale nawet pod tym względem się nie
sprawdził. Recenzja.
10. Krem pod oczy Rival de Loop Hydro: Lekki krem,
który nawilżał i napinał skórę pod oczami. Szkoda, że można go stosować tylko
na dolną powiekę, ale dzięki temu starcza na dłużej. Był tani.
11. Uniwersalny krem kojąco-osłaniający Himalaya: Kupiłam go pod
wpływem recenzji jednej blogerki. Myślałam, że pomoże mi w walce z wypryskami,
ale zawiodłam się. Z łagodzeniem podrażnień lub drobnych ranek również sobie
nie poradził. Ostatecznie zużyłam go na skórę nóg po depilacji, więc skończył się
w mgnieniu oka.
12. Orzeźwiający balsam do rąk Pat&Rub: Choć pachniał
głównie cytryną (tak jak inny produkt z tej firmy), tym razem zapach mi
podpasował. Posiadał pompkę air-less, co dodatkowo przełożyło się na wygodę
użytkowania. W działaniu okazał się jednak bardzo słaby. Recenzja.
13.
Krem do rąk Anida aloes z nagietkiem: To moje drugie opakowanie tego
kremu i nie zmieniłam o nim zdania. Jest świetny! Długotrwale nawilża i
uelastycznia naskórek, a do tego łagodzi podrażnienia. Ideał za śmieszną cenę!
Jak tylko zużyję inne kremy do rąk, zamierzam kupować już tylko ten z Anidy! Recenzja.
14. Krem do rąk Synergen happy day: Pojemność
idealna do torebki i w tym celu został zakupiony. Miał bardzo ładny, słodki i
owocowy zapach, który okazał się zaskakująco intensywny. Niestety, był to chyba
najbardziej krótkotrwały krem do rąk, jaki kiedykolwiek posiadałam – po
minucie-dwóch (!) dłonie znowu były suche na wiór:/
15. Perfumowany dezodorant Beyonce Heat Rush: Używałam go
zeszłej zimy i to był błąd, ponieważ w ogóle nie wyczuwałam jego zapachu.
Dopiero, kiedy zrobiło się cieplej, wreszcie czułam go na sobie. Zapach należał
do słodko-cytrusowych, był przyjemny, ale nie utrzymywał się długo.
16. Zmywacz do paznokci Isana zielony: Jest skuteczny
i błyskawiczny, jednak nie wpływa dobrze na moją płytkę paznokciową, ze względu
na zawartość acetonu. Na razie nie planuję powrotu.
17. Antyperspirant Lady Speed Stick Stainguard: Tutaj powrotu
na pewno nie będzie! Wielokrotnie dawałam szansę antyperspirantom LSS w sztyfcie
i za każdym razem spotykał mnie zawód. Ta wersja zostawiała białe ślady pod pachami,
nie wspominając o żółtych plamach na białych ubraniach, czemu akurat miała
zapobiegać! Echh… Któregoś razu wykręciłam za dużo zawartości i sztyft mi się
ułamał. Co prawda, udało mi się go zreanimować, ale aplikacja stała się
niewygodna. Z powodu pozostawiania śladów stosowałam go jedynie po wieczornym
prysznicu, więc nie potrafię powiedzieć, czy radzi sobie z potem.
18. Płyn do higieny intymnej Ziaja intima brzoskwinia: Bardzo
chciałam ją przetestować i do tej pory nie wiem, dlaczego. Pewnie myślałam, że
będzie ładnie pachnieć. Hm, brzoskwiniowe aromaty w „tych” okolicach jednak się nie sprawdzają. Nie czułam się komfortowo ani z tym zapachem, ani z działaniem
tej wersji. Dobrze, że się już skończyła, aczkolwiek długo to trwało, bo płyny
Ziaji są bardzo wydajne.
19. Żel do golenia Balea Summer Garden: Zapach taki
sobie, liczyłam na słodsze mango. Dopiero w połowie opakowania zaczęłam być
zadowolona z tego produktu. Najwidoczniej nie potrafiłam wcześniej z niego
korzystać. Powstała z żelu piana dobrze trzymała się skóry. Produkt był nawet
wydajny. Do tej wersji zapachowej jednak nie wrócę.
20. Płukanka do jamy ustnej Colgate Plax Whitening: Płukanka miała
niebieski kolor, więc smakowo przypominała miętowe pasty do zębów. Smak ten nie był jednak aż tak intensywny jak podejrzewałam. Produkt zadowalająco odświeżał oddech. Nie podobała
mi się jedynie zakrętka, ponieważ po jej nałożeniu resztki płukanki spływały na
zewnątrz i musiałam wycierać całą butelkę.
21. Pasta do zębów Colgate MaxFresh ActiClean: Po raz drugi w
historii całego bloga pokazuję w denku pastę do zębów. Tym razem robię to
jednak bardziej dla siebie, ponieważ chcę ją zapamiętać. Już dawno nie miałam
tak dobrej pasty! Co prawda, wybielenia nie zauważyłam (zresztą, chyba żadna
pasta nie jest w stanie wybielić moich zębów), ale miała dobry posmak i co
najważniejsze, pozostawiała po sobie bardzo świeży oddech na bardzo długo, co w
połączeniu z powyższą płukanką sprawdzało się doskonale! W tym czasie nie
miałam również problemów z bólem zębów czy krwawieniem dziąseł. Aktualnie
używam fioletowej wersji, również z mikrokryształkami, ale w ogóle nie jestem z
niej zadowolona, więc do „niebieskiej” obowiązkowo wrócę!
22. Maska do twarzy 7 Skin Scheduler Friday Recovery Mask
Acerola LomiLomi: Był to produkt koreański i dopiero teraz
zauważyłam, że był tam napis „piątek” (nie pamiętam, w jaki dzień go nałożyłam,
ale okazuje się, że pochodzi on z „tygodniowej” serii) :P Maska była w płacie i
bez problemu dopasowałam ją do swojej twarzy. Szczerze mówiąc, jak przejrzałam
się w lustrze po nałożeniu tej maski, to myślałam, że się posikam! Chyba z pięć
minut chichrałam się sama do siebie i nie mogłam przestać, bo wyglądałam prawie jak
Hannibal Lecter (to moja pierwsza tego typu maska, więc pewnie stąd to
skojarzenie) :D Oczywiście, nie odmówiłam sobie też wystraszenia Mojego Ukochanego :> Trzymałam ją jednak krócej na twarzy niż zalecał producent,
ponieważ maź, którą była nasączona, była obślizgła w dotyku i bardzo
nieprzyjemna. Jakiejś regeneracji cery nie odczułam, ale przynajmniej jej stan się nie pogorszył :P
23. Maska-serum + wulkaniczny peeling do stóp Perfecta SPA: Z pewnością
jest to jakaś alternatywa dla zabieganych osób, które nie poświęcają swoim stopom za dużo uwagi. Ja akurat w porę wzięłam się za pielęgnację swoich stóp i
jestem zadowolona z ich stanu, więc po jednorazowym użyciu tego duetu nie
zauważyłam niczego spektakularnego. Naskórek był zmiękczony na krótko i tyle.
24. Maseczka rozświetlająca Rival de Loop Gurkenextrakt &
Bisabolol: Dostałam ją jako gratis do jednego z rozdań. Nie widzę jej na stronie
Rossmanna, więc chyba jest już niedostępna. Trochę szczypała moją twarz, a do tego… widziałam wszystko na
niebiesko :P Miała niebieską konsystencję, więc może dlatego odbijało się od
niej światło :P W każdym razie, jest to jakiś dziwny produkt…Została mi jeszcze druga saszetka, ale boję się ją aplikować.
25. Hipoalergiczne mydło naturalne: Kupiłam je w
Biedrze. Miało 200 g,
więc dwa razy więcej niż standardowa kostka. Można uznać, że to podróba
„białego Jelenia”, ale o wiele lepsza od oryginału :D Mydło było wydajne,
dobrze się pieniło i bardzo dobrze oczyszczało ręce oraz pędzle. Kosztowało
niewiele, więc nic tylko kupować! :D
26. Mydełko naturalne z nanosrebrem: Z pierwszego
egzemplarza nie byłam zadowolona. To jest drugie i dostałam je w prezencie. Nie
zmieniłam o nim zdania. Pozostawiało klejące dłonie, nie domywało zapachów i
było niewydajne.
27. 2 x Patyczki higieniczne Cleanic: Kupiłam je
wyłącznie ze względu na opakowania, żeby trzymać w nich tańsze patyczki i
waciki do twarzy. Patyczki same w sobie są ok, ale nie widzę sensu
przepłacania. Tak naprawdę jedno opakowanie zużyłam już wcześniej, ale
zapomniałam pokazać je w poprzednim denku :P
28. Płatki kosmetyczne Carea aloesowe: Uwielbiam,
uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam! Tym razem zużyłam tylko jedno opakowanie,
ponieważ używałam ich jedynie do demakijażu oczu, a resztę twarzy zmywałam
większymi, owalnymi wacikami.
Ech, tworzenie denkowego postu jest
uciążliwe, ale za to jakie satysfakcjonujące! :D Doceńcie moje kilkugodzinne ślęczenie
przed laptopem i napiszcie koniecznie, czy miałyście okazję używać jakiegoś
produktu;)
Ps. Jak Wam się podoba nowe tło do zdjęć? :D