Moja ostatnia wizyta w salonie fryzjerskim miała miejsce ponad rok temu
przy okazji przygotowań do rodzinnego wesela. Pomijając fakt, że było to hen,
hen i jeszcze dalej (liczone w setkach km) od mojego stałego salonu, wizyta była inna
niż zwykle. Mianowicie, po raz pierwszy ucięłam sobie miłą pogawędkę z panią
fryzjerką. Pogadałyśmy sobie przede wszystkim o moich włosach, m.in. o ich
strukturze, nietypowym kolorze czy formach stylizacji. I to właśnie od tej pani
dowiedziałam się, że poza zwykłym szamponem, odżywką i maską nic więcej moim
włosom nie jest do szczęścia potrzebne. Po powrocie z wesela postanowiłam
pójść tym tropem i zakupić jakąś maskę. W zeszłym roku nie było jeszcze aż
takiego wyboru masek, jaki jest obecnie, ale ja i tak nie wiedziałam na czym dokładnie
się skupić, więc wybrałam pierwszą lepszą, której zapach mi odpowiadał :D Padło
na maskę do włosów Kallos Silk.
Od producenta:
Opakowanie: Plastikowy, różowy słoiczek z przezroczystą
zakrętką, na której widnieją minimalne informacje od producenta.
Konsystencja: Gęsta,
budyniowata.
Kolor: Mleczny.
Zapach: Słodki, owocowy.
Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride,
Olea Europaea Oil, Citric Acid, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Propylene
Glycol, Parfum, Sericin, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone,
Methylisothiazolinone
Moja opinia: Zaczynając od kwestii technicznej, słoiczek
nie ma folii zabezpieczającej, więc trzeba uważać podczas zakupów, żeby nie
kupić macanego produktu. Osobiście wolałabym, żeby maska była w innym opakowaniu
(np. w tubce), aby wygodniej się jej używało, bez ingerencji naszych dłoni i
żeby było higieniczniej, bez dostępu nadmiernego powietrza. Dodatkowo,
wydobywałam ze słoiczka za dużo zawartości, bo nie potrafiłam jej odpowiednio
miarkować.
Konsystencja maski była budyniowata, więc (w moim przypadku) niezbyt
komfortowo nabierało się ją na palce. Pachniała owocowo, słodko i właśnie z
tego powodu wybrałam tę wersję Kallosa :D Początkowo zapach był bardzo
intensywny, ale po 10 miesiącach używania zmienił się w delikatniejszy, tak
jakby się ulotnił.
Według producenta, maskę powinno stosować się 2-3 razy w tygodniu. Ja
myję głowę właśnie dwa, czasem trzy razy w tygodniu, więc nie chciałam
aplikować maski za każdym razem. Starałam się sięgać po nią przynajmniej raz w
tygodniu (tak jak mi radziła fryzjerka), ale nie zawsze o tym pamiętałam.
Producent zaleca też zmycie maski po 10 minutach od jej nałożenia. W tym
przypadku nigdy nie patrzyłam na zegarek. Jeśli chciałam ją dłużej „potrzymać”,
to aplikowałam ją na włosy, a w tym czasie zajmowałam się pielęgnacją ciała lub twarzy. I w zależności od tego, ile te czynności trwały, tyle czasu maska
znajdowała się na mojej głowie. Jeśli już bardzo się spieszyłam, to stosowałam
maskę jako zwykłą odżywkę, którą po chwili zmywałam.
Jeśli chodzi o najważniejsze, czyli działanie, maska zachwyciła mnie już
od pierwszego użycia! Włosy stały się gładkie i rzeczywiście lśniące, czego
brakowało im od miesięcy! Dzięki temu produktowi cały czas chciałam dotykać
swoich włosów lub przeczesywać je palcami, bo były tak miękkie, sypkie i
przyjemne w dotyku! Jeśli chciałam, żeby moja czupryna następnego dnia po
umyciu była ujarzmiona i nie aż tak bardzo spuszona (a przynajmniej na taką
wyglądała), to bez wahania używałam właśnie Kallosa. Nie miałam też problemów z rozczesywaniem włosów. Ale, żeby nie było tak
słodko, to zauważyłam, że im bliżej dna sięgała maska, tym słabiej działała.
Produkt jest ważny 12 miesięcy i tyle zajęło mi jego zużywanie (wspomniałam, że nie byłam w tym regularna). Po około 10 miesiącach od stosowania maski, włosy nadal były gładkie w dotyku, ale tak jakby straciły cały swój
połysk i na nowo zaczęły się puszyć. Nie wiem, jaka była tego przyczyna – może
to przez nadmierny dostęp powietrza przy każdym odkręcaniu wieczka, może trzeba ją szybciej zużywać, a może po prostu moje włosy się do niej przyzwyczaiły. W każdym razie, z maski byłam bardzo
zadowolona i na pewno będę chciała wypróbować inne wersje Kallosa!
Dostępność: Hebe
Pojemność: 275 ml
Cena: 5,99 zł
Znacie tę maskę? Która wersja Kallosa
najbardziej się u Was sprawdza?:)
mi się kończa maski dlatego szukam hmm a kallos mnie kusi od dłuższego czasu
OdpowiedzUsuńŁukasz, serdecznie polecam tę wersję! Zwłaszcza, że można wypróbować mniejszą pojemność:)
UsuńU mnie Kallosy wyjątkowo się nie sprawdzają
OdpowiedzUsuńTo jakie maski preferujesz?
Usuńzużyłam 2 litry tej maski, była ok ale mam w planach wypróbowanie wszystkich kallosów więc po nią już nie sięgnę raczej.
OdpowiedzUsuńNo to trochę testowania Cię czeka :D Ja do niej chętnie wrócę, ale na razie kupiłam coś zupełnie innego, żeby się włosy nie przyzwyczajały;)
Usuńkilka lat testowania :)
UsuńOj chyba tak:)
UsuńUżywam teraz wersji keratynowej na długość włosów działa dobrze, ale podrażnia mi skalp co zdarza się mi to bardzo rzadko.
OdpowiedzUsuńOj, no to musisz uważać. Ja akurat nie pomijam skalpu przy nakładaniu maski czy odżywek, bo chcę żeby wszystko było odżywione :D
UsuńUwielbiam Kallosy, ale tej wersji jeszcze nie miałam. Muszę nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuńTo tym bardziej polecam:)
Usuńoj moje włosy szczegolnie potrzebuja odzywienia
OdpowiedzUsuńkataszyyna.blogspot.com
Wypróbuj tę wersję, może akurat Ci pomoże:)
UsuńJa bardzo się polubiłam z wersją Color :)
OdpowiedzUsuńNie farbuję włosów, więc po tę maskę niestety nie sięgnę...
UsuńLubię maski Kallosa ale tej nie miałam
OdpowiedzUsuńA które wersje już przetestowałaś?:)
UsuńMiałam już kilka maseczek tej marki, dla mnie są dobre w dobrej cenie. Szału nie robią ale za takie pieniądze efekt jest naprawdę godny uwagi
OdpowiedzUsuńU mnie akurat szał zrobiła :D Ale nie wiem, jak będzie z innymi wersjami, dlatego na razie używam Babuszki Agafii;)
UsuńMiałam wersję Keratin i u mnie obyło się bez zachwytów. Fajnie, że Tobie tak służyła :)
OdpowiedzUsuńTeż się z tego faktu niezmiernie cieszę :D A keratynową może kiedyś wypróbuję, bo moje włosy lubią się z tym składnikiem:)
UsuńNie miałam jeszcze, kusi mnie, szkoda, że nie ma u mnie Hebe,,,,
OdpowiedzUsuńNapisałam, że jest dostępna w Hebe, bo akurat tam ją zakupiłam:) Ogólnie widziałam też maski Kallosa w małych lokalnych drogeriach albo typowych sklepach fryzjerskich. Zawsze też można zamówić ją online:)
UsuńKuszą mnie od dawna maski tej firmy ale jeszcze żadnej nie mam w swoich zapasach :)
OdpowiedzUsuńPewnie i na Ciebie przyjdzie czas :D
UsuńBardzo lubię maski Kallos`a, szczególnie wersję latte :)
OdpowiedzUsuńPoczątkowo chciałam kupić latte, ale zapach mnie odrzucił :P
UsuńTego Kallosa jeszcze nie miałam. A sprawdza się u mnie wersja czekoladowa, mleczna i keratynowa;)
OdpowiedzUsuńCzekoladowa wersja brzmi kusząco :D
UsuńKiedyś stosowałam Keratin i była świetna, obecnie mam wersję bananową i niestety nie jest już taka dobra, czekam tylko aż się skończy i kupuję Keratin ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! :)
Szkoda, że bananowa nie okazała się być taka dobra. Ja bym ją chętnie wypróbowała, ale nie chcę kupować litrowej maski, bo raczej nie zużyłabym jej w terminie... Poczekam aż producent wpadnie na pomysł, by sprzedawać ją również w mniejszej pojemności;)
UsuńU mnie Kallos początkowo się sprawdzał, ale w miarę upływu czasu efekt był coraz słabszy. Te maski chyba tak już mają. Raczej do nich już nie powrócę, ponieważ drażnią mnie ich zapachy, a najlepszy efekt uzyskuję po pierwszym użyciu. Później jest już tylko gorzej. Najwyraźniej moim włosom nie do końca odpowiada ich zapach.
OdpowiedzUsuńJeśli u Ciebie się nie sprawdzają, to rzeczywiście nie ma sensu ich stosować. Ja właśnie się obawiałam, że kolejna sztuka tej maski pod rząd może nie zadziałać już tak zachwycająco, dlatego na razie zrobiłam sobie od niej przerwę;)
UsuńTak, moje włosy też po pewnym czasie przyzwyczaiły się do Kallosa, więc to ich cecha szczególna :)
OdpowiedzUsuńOd siebie polecam wersję Keratin :)
W takim razie dobrze, że zrobiłam sobie od tej firmy przerwę;) Jesteś kolejną osobą, która zachęca do wypróbowania wersji keratynowej - kusicielki :P
UsuńChętnie bym ją wypróbowała. Dobrze, że jest dostępna w małym opakowaniu. Miałam dwa duże Kallosy, i w końcu też używałam je jako odżywki. Tak działały bardzo dobrze, ale i tak zużywanie trwało bardzo długo.
OdpowiedzUsuńDlatego ogólnie nie lubię kosmetyków o dużych pojemnościach, nawet jeśli są ok w działaniu, bo szybko się nudzą :P
UsuńJuż wiem po co sięgnę jak wykończę swoje maski ;)
OdpowiedzUsuńSame opakowania przyciągaja wzrok :) nie mam zamiaru kupować tych dużych opakowań, ale te małe na pewno sprawdzę :D
OdpowiedzUsuńPolecam serdecznie:)
UsuńAkurat tej wersji nie miałam. Właśnie skończyłam kallos late a w kolejce czeka ich bananowa maska :P
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa maski bananowej, ale nie skuszę się na litrowe opakowanie:/
UsuńWierz mi lub nie, ale nigdy jeszcze nie miałam nic z Kallosa! :O Muszę to zmienić, bo moje włosy uwielbiają tego typu składy. Wybiorę oczywiście wersję, która będzie mi się wydawała najładniej pachnąca. :D
OdpowiedzUsuńWierzę, przecież nikt nie ma wszystkiego;) Jestem ciekawa, który zapach przypadnie Ci do gustu najbardziej :D
UsuńPodobne odczucia przy tej masce miałam używając Kallosa Latte. Bardzo chętnie kiedyś do niego wrócę i wypróbuję inne maski Kallosa. Obecnie używam szamponu bananowego - polecam! Włosy są po nim gładkie i zdyscyplinowane :)
OdpowiedzUsuńZ tego, co pamiętam, szampon ten jest litrowy, a takie pojemności w kosmetykach się u mnie nie sprawdzają - za szybko mi się nudzą :P
UsuńSzkoda, że opakowanie nie jest zabezpieczone folią, jakoś nie lubię tej myśli, że ktoś mógł wcześniej grzebać w moim kosmetyku :D Nie przepadam za maskami Kallosa, ale po Twojej opinii mam chęć na tę konkretną, tym bardziej, że kosztuje niewiele. Być może z biegiem czasu Twoje włosy się przyzwyczaiły do tej maseczki, dlatego nie było widać już tak spektakularnych efektów jak na początku.
OdpowiedzUsuńTeż ubolewam nad nieodpowiednim zabezpieczeniem kosmetyków. Cieszę się, że zaciekawiłam Cię tym produktem:) Za pewne moje włosy niestety przyzwyczaiły się do tego produktu. Zweryfikuje to drugie opakowanie, jeśli się na nie skuszę;)
UsuńUwielbiam tą maskę :)
OdpowiedzUsuńSuper, że też jesteś z niej zadowolona:)
UsuńNie miałam jeszcze żadnego Kallosa, ale nadrobię to na pewno :) Ja lubię nakładać maski na suche włosy jakieś 30-60min przed myciem- mam wtedy niesamowicie gładkie i miękkie włosy
OdpowiedzUsuńMuszę spróbować kiedyś tego sposobu :D A po umyciu włosów stosujesz jeszcze jakąś odżywkę?
UsuńUważam, że wszystkie produkty w takich pojemnikach powinny zawierać folię zabezbieczającą...
OdpowiedzUsuńObserwuję, świetny blog:)
Ja też tak uważam, bo po pierwsze ktoś może wsadzić paluchy do środka produktu, po drugie niepotrzebnie dostaje się do niego powietrze, a po trzecie zawartość może przeciekać w trakcie transportu.
UsuńDziękuję i witam w moich skromnych progach!:)
tyle pozytywnych opinii widzę w internecie na temat tych masek, że musze w końcu kiedys je kupic :)
OdpowiedzUsuńPolecam spróbować:)
Usuń