Przez długi czas nie rozumiałam
(i chyba nadal nie do końca rozumiem) istoty mgiełek do ciała. Jedne mają
(podobno) pielęgnować skórę, inne mają nadać jej brokatowy połysk, a cała rzesza
pozostałych ma po prostu pachnieć na człowieku. Zastanawiam się w takim razie, mając
na uwadze ten trzeci aspekt, czy mgiełka do ciała i „naturalny dezodorant w spray’u”
różnią się jedynie tworzywem, z którego zostały wykonane ich opakowania? W
każdym razie, kiedyś nabyłam (ja wybrałam, Mój Ukochany płacił :P) body spray
Fruttini Raspberry Cream i właśnie dzisiaj przyszedł czas na jego
recenzję.
Od producenta:
Opakowanie: Przezroczysta butelka z atomizerem i zakrętką
wykonana ze sztywnego plastiku o zabarwieniu różowym.
Na etykiecie widnieją
ogromne i soczyste (pewnie pochodzą z GMO :P) maliny skąpane w „kremie”, które
aż chciałoby się skonsumować :D Z tyłu opakowania został naklejony biały
kartonik z polskim tłumaczeniem informacji o produkcie.
Konsystencja: Wodnista.
Kolor: Transparentny.
Zapach: Malinowy.
Skład:
Moja opinia: Produkt można byłoby skwitować jednym
wyrażeniem – bardzo chemiczna „sprawa”. Zacznę jednak od złożenia zażalenia na
opakowanie, a konkretniej na atomizer. Na początku śmigał jak ta lala, żeby
oczywiście po jakimś czasie się zaciąć i tak mu za pewne zostanie do ostatniej
kropli zawartości:] Jak ma dobre dni i działa bez zarzutu, to wystarczy
delikatne naciśnięcie, aby uwolnić mgiełkę, nazwijmy to, szerokokątnie :D A jak
strzeli focha, to można sobie naciskać go do woli, nadwyrężając palec
wskazujący i albo kompletnie nic się z niego nie wydostanie, albo zawartość
wyleci jak strzała po linii prostej.
Zapach mgiełki już od początku mi się spodobał. Wyróżnia go intensywna i słodka malina, choć bardzo chemiczna (podobnie jak truskawkowy sorbet pod prysznic z
tej samej firmy). Po zużyciu połowy zawartości musiałam jednak odstawić produkt na
jakiś czas, ponieważ pierwsze skrzypce w zapachu zaczął odgrywać alkohol. Oczywiście
nadal wyczuwalna była malina, ale dopiero po dłuższej chwili, bo najpierw w mój
nos uderzała moc procentów:/ W międzyczasie wracałam do tej mgiełki, porzucałam
ją albo znajdowałam jej inne niezawodne zastosowania (np. jako odświeżacz
powietrza w toalecie) i tak w kółko… W kwestii długotrwałości zapachu na ciele
mgiełka należy do tych krótkożywotnych – maksymalnie utrzymywała się do
godziny. Natomiast na ubraniach lub włosach potrafi wydłużyć swoją egzystencję
nawet do trzech godzin.
Ten drugi i trzeci patent „psikania” zaczęłam stosować z dwóch powodów: a)
zauważyłam, że mgiełka mnie uczula, fundując mi czerwone plamy na skórze
(szczególnie na dekolcie); b) minął termin jej przydatności. O właściwościach
wygładzających skórę, które obiecuje producent, oczywiście nie ma żadnej mowy.
To jest zwykły zapachowy gadżet a nie forma pielęgnacji.
Żeby nie kończyć tak negatywnie, to mgiełka jest bardzo wydajna. Nie
licząc wspomnianych rozstań i powrotów, to i tak jej ubytek przez długi czas
był niezauważalny. A może jednak zużywam ją wolniej przez ten zacinający się
atomizer? No dobra, miałam nie kończyć negatywnie… :P
Dostępność: Natura, Drogerie Polskie, Hebe
Pojemność: 200 ml
Cena: 13,99 zł
Używacie mgiełek do ciała czy jest to dla Was
zbędny gadżet?
nie znam ale skład taki sobie
OdpowiedzUsuńSkład beznadziejny, ale czego lepszego można spodziewać się po mgiełce :P
Usuńbuteleczka by mi sie taka przydała;)
OdpowiedzUsuńNie sądzę, żeby Cię zainteresował zacinający się atomizer :P
Usuńe tam mam na zamiane a ten kolor buteleczki by mi ładnie wygldał w łazience z samoróbkami:)
UsuńHehe, no jeśli zapasowy atomizer by Ci pasował kształtem i kolorem, to mogę Ci oddać tą buteleczkę :D
UsuńJa mam jedną malinowa z Oriflame i bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńNie znam kosmetyków z Oriflame, ale jeśli sprawdza się u Ciebie ta mgiełka, to dobrze:)
UsuńLubię mgiełki z Avonu :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji ich poznać :P
UsuńMgiełki to jedna z tych kategorii produktów dla których nie umiem znaleźć dobrego zastosowania. A alkoholowy zapaszek doprowadza mnie do rozpaczy.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym, niestety...
UsuńLatem mgiełka do ciała to u mnie podstawa, bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńA jaką możesz mi polecić?;)
UsuńCzasami sięgam po te z Avon, ale nie są zbyt trwałe. Raczej takie lekkie, jednak jak dla mnie przyjemne ;)
UsuńNatomiast ubóstwiam mgiełki z B&BW, bądź Victoria Secret. Są bardzo trwałe i mają oczywiście piękne zapaszki ;)
Z Avonu miałam kiedyś chrapkę na mgiełkę arbuzową, ale słyszałam, że są właśnie nietrwałe i zrezygnowałam :P Do mgiełek z B&BW czy VS niestety nie mam stacjonarnego dostępu, a wolę jednak sprawdzić zapach przed zakupem :P Oczywiście obie firmy są na mojej wishliście :D
UsuńLubię mgiełki, pod warunkiem że fajnie pachną :) Z Pat&Rub miałam fajną kokosową, tylko ta cena...
OdpowiedzUsuńZ ich cenami to wiemy jak jest :P A zapachu kokosa nie lubię... :| Teraz mam mgiełkę z innej firmy i mam nadzieję, że będzie o wiele lepsza :P
UsuńMgiełki to faktycznie dziwna sprawa moja też wylądowała jako odświeżacz powietrza .
OdpowiedzUsuńSmutna sprawa ale zbyt krótko utrzymuje się zapach ...
Dlatego nie rozumiem sensu ich produkcji :P
UsuńNie stosowałam jeszcze żadnych mgiełek, ale myślę, że nieźle by się taka spisała zwłaszcza w upalne, letnie dni, coby się ochłodzić i wypachnić troszkę :).
OdpowiedzUsuńTa mgiełka akurat nie miała właściwości chłodzących.
UsuńSłabo, że Cię uczuliła. Ja za mgiełkami nie przepadam :)
OdpowiedzUsuńNastępna mgiełka (z innej firmy) może pozwoli mi się do nich przekonać :P
UsuńJa nie używam :)
OdpowiedzUsuńJa mam jeszcze jedną sztukę i po niej zdecyduję, czy będę dalej chciała używać mgiełek :P
Usuńja tez zawsze się zastanawiałam nad przyczyną istnienia mgiełek :d
OdpowiedzUsuńHehe, kto by pomyślał, że to będzie filozoficzny kosmetyk :P
Usuńja mgiełki do ciała używam tylko w lecie :)
OdpowiedzUsuńMalinowe Ciasteczka
Też używałabym jej jedynie w lecie, ale tak bardzo chciałam ją już zużyć, że stała się produktem całorocznym :P
UsuńMgiełki użyłabym hymmm... do odświeżenia zasłon, firan, pomieszczeń. Na pewno nie na siebie :P
OdpowiedzUsuńNie pomyślałabym o firankach. Też dobry patent :D
UsuńSzkoda, że się nie sprawdziła.
OdpowiedzUsuńNo szkoda, bo to prezent od Ukochanego...
UsuńPierwszy raz widzę tę mgiełkę. Nie przepadam za chemicznymi zapachami owocowymi. Fakt, że mgiełka uczuliła nie zachęcił mnie do zakupu ;)
OdpowiedzUsuńMgiełki z Fruttini nie są zbyt popularne. Nie to, co Victoria’s Secret :P
UsuńWydaje mi się że różnica między mgiełkami a dezodorantami jest taka, że ten pierwszy w zamierzeniu powstał aby zakrywać brzydki zapach, czyli pot. A mgiełka nie ma działać na pot, a po prostu pachnieć i przy okazji orzeźwiać. Przynajmniej ja to tak odbieram :D Ale czasem człowiek się gubi :D
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle miałam tą mgiełkę ale truskawkową,zapach taki sobie, niby ładny ale bez szału. :)
Z Twoją rozkminą zgodziłabym się całkowicie, gdyby chodziło o zwykły dezodorant. Natomiast mi chodziło o tą najtańszą formę "perfum" w szklanych opakowaniach, która okazała się być "dezodorantem w naturalnym spray'u" :P
UsuńRaczej nie używam mgiełek.
OdpowiedzUsuńRaczej czy w ogóle? :P
Usuń